czwartek, 26 stycznia 2012

Zrozumieć Holendra

Od paru dni zbierałam materiały do nowej historyczno-fotograficznej notatki, ale pogoda nie rozpieszcza i nie zachęca do wyjścia. Ani nie sprzyja plenerowi... jakoś nie mam ochoty na szare ponure zdjęcia w deszczu. Przy takiej aurze ma się ochotę jedynie zostać w domu z filiżanką gorącej herbaty i dobrą książką. A skoro o książkach mowa, przypomniała mi się pewna pozycja, którą czytałam tuż przed przyjazdem do Holandii. "The Undutchables".

Jest to prześmiewcze spojrzenie Amerykanina mieszkającego w Niderlandach na mieszkańców tego kraju. Uśmiałam się niesamowicie już wtedy widząc pewne podobieństwa w zachowaniu Maurycego i spółki. Kolejne rozdziały omawiają holenderskie kurioza w dziedzinie:
  • czym i kim jest ten dziwny twór
  • transport publiczny (z czasów przed ov-chip kaart, jednak uważne obserwowanie nie-Holendra się nie zmieniło)
  • domostwo 
  • zamiłowanie do wszelkiej roślinności
  • dzieci 
  • kino
  • pieniądze i zakupy (czasy guldenów)
  • etyka pracy 
  • przedstawianie się oraz rozmowy telefoniczne
  • narodowe pasje
  • zasady robienia zakupów (pieniądze i sposób ich wydawania jest, jak się zresztą przekonałam już, niezwykle ważnym elementem życia Holendrów, których ulubionym słowem jest "PRZECENA")
  • prowadzenie pojazdów
  • charakterystyczne zwyczaje
  • rowery, wały, flagi i geje (cóż... tak jakby symbole narodowe)
  • język
  • jedzenie
  • sex 'n drugs and rock 'n roll (kolejna porcja symboli)
Choć w pewnych kwestiach Holendrzy nie różnią się aż tak od Polaków (wychowywanie dzieci, prawa rządzące korzystaniem z publicznych środków transportu, czyli walka o byt, czy zachowanie w kinie) to muszę przyznać, że czasem ciężko ich zrozumieć. I nie mam tu na myśli dziwacznego języka, o którym rozpisywałam się już nie raz. W tym kraju panuje zasada, że wszystko musi być "na holenderski sposób". Od hektolitrów kawy, wąskie domy wymuszające okrutnie strome schody, wszechobecna woda, rowery i tolerancja dla wszystkiego (co holenderskie).

Żyjąc teraz w tej rzeczywistości coraz wyraźniej widzę, co autor miał na myśli. Fragment o toaletach mam nadal żywo przed oczami za każdym razem, gdy z owego przybytku muszę skorzystać. Zresztą to właśnie pomieszczenie w naszym obecnym mieszkaniu do dziś budzi we mnie dziwną mieszaninę uczuć rozbawienia, zdziwienia oraz strachu. Dlaczego? Jest ono bardzo osobliwe... czarne ściany, których farba już dawno zapomniała czasy swojej świetności, przyodziane pod sufitem w zdumiewająco udrapowanymi pajęczynami (usunęłabym je, ale ich wiek szacowany jest na czasy antyczne i jakoś tak potęgują tą groteskę) i plakat przedstawiający scenki z życia kabiny w klubowej/dyskotekowej toalecie. Wisienką na torcie jest oświetlenie zmontowane z wielkiej bożonarodzeniowej lampki-gwiazdy oraz... lustrzanej kuli dyskotekowej! Przysięgam, za wstęp do owego przybytku powinno pobierać się opłaty. Obiecałam przyjaciółce wrzucić zdjęcie, ale obawiam się o reakcję lękową mojej mamy na tle estetyczno-sanitarnym.

Niemniej wszystkim, którzy mają lub kiedykolwiek mieli do czynienia z Holendrami i chcieliby zrozumieć, dlaczego są tacy... specyficzni, polecam lekturę "The Undutchables" (Colin White & Laurie Boucke). Nie zrozumiecie Holendrów i tak, ale przynajmniej się solidnie uśmiejecie!  

Sprostowanie: jako że mój luby po przeczytaniu tego teksu niezwłocznie zadzwonił do mnie zatroskany przekazem jaki tu przemycam, spieszę z wyjaśnieniem. Może wyraziłam się nieco niefortunnie. Holendrzy nie narzucają nikomu niczego. Jeśli coś nie jest "na holenderski sposób" przeżyją (aczkolwiek będzie ich to kosztowało parę sesji u psychoterapeuty). Bardziej chodziło mi o ich sposób myślenia, mianowicie: wszyscy powinni brać z Holandii przykład i postępować według ich wzorca, bo to najsłuszniejsza i najlepsza droga. Oczywiście można po swojemu, ale to po prostu głupie lub strata czasu i działanie "po holendersku" wyjdzie na lepsze. 
Holender wie lepiej ;P (Tak mój drogi gryzoniu, to sarkazm)

5 komentarzy:

  1. Coś w tym jest :) Chętnie przeczytałabym tą książkę i sprawdziła na ile zgadza się to z moimi (co prawda ubogimi, ale jednak) doświadczeniami z Holendrami.

    Mnie zaskoczyła w Holendrach szczególnie jedna rzecz: niezwykłe przywiązanie do rodziców. Buziaki na powitanie, mówienie "kocham cię" do rodziców czy rodzeństwa 15 000 razy dziennie, płacze odwiedzajacych nas Holenderek po dosłownie jednym dniu poza domem.
    To było coś co najbardziej nas szokowało... Ale może to "nasi" Holendrzy stanowili taki wyjątek ;)

    A co do stromych schodów i wąskich domów to nic dodać nic ująć. To samo totaleta - istne dzieło sztuki na jednym metrze kwadratowym :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że ja właśnie odwrotne mam spostrzeżenia jeśli chodzi o tą bliskość. Byłam dość zaskoczony tym, że większość znajomych Holendrów wyprowadziło się od rodziców mniej więcej w wieku 20 lat pozostając w tym samym mieście, a ci którzy wyjechali dalej,przyjeżdżając w weekend do rodzinnego miasta nie zostają nawet u rodziców tylko nocują po znajomych na kanapach. Może miałyśmy przyjemność trafić na różne typy ;)
      Buziaki na powitanie to inna bajka... wszyscy znajomi się tak witają. Nawet "zaprzyjaźnione" osoby, które widzę drugi raz w życiu!

      Usuń
    2. Pewnie tak, w każdym bądź razie dobrze wiedzieć, bo już podświadomie przypisałam Holendrom taką najwidoczniej nieprawdziwą etykietkę :)

      Usuń
  2. Poszukam tej książki zatem. :)
    Anglicy są dokładnie tacy sami a Hiszpanie dwa razy tacy (nie mówiąc o Francuzach) i wiesz co? To bardzo dobrze. Zazdroszczę społeczeństwom, które wierzą w siebie i są z tego dumne. Lepiej śmiać się z siebie z pozycji króla niż być wyśmiewanym na pozycji służącego. A Polacy zazwyczaj sami sprowadzają się do roli gorszego gatunku. Nasi rodacy wszystko zrobią lepiej, szybciej, dokładniej za trzy razy mniejszą wypłatę i przyjmą ją "z pocałowaniem ręki" jak to ślicznie mówi polskie powiedzenie.
    Polacy tutaj krytykują anglików że brudasy bo nie sprzątają swoich domów, bo muszą mieć gosposię, bo okien nie myją - ja im zawsze wtedy powtarzam, że piękny i pachnący dom bez grama kurzu jest jednym ze znaków nieudanego życia :)
    Pracowałem kiedyś z Holendrami. Lubiłem ich, choć zachowywali się jak "wyrozumiali bogowie" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wyrozumiali bogowie"... podoba mi się! Lepiej bym tego nie określiła.
      I zgadzam się w pełni z poszanowaniem takiej postawy. Polacy bardzo często nie wiedzieć czemu mają się za gorszych i to czemu? Bo zza kurtyny i nie mieli takiego startu po wojnie jak Zachodnia Europa? Polacy często gęsto nawet nie przyznają się za granicą do swoich rodaków, a Maurycy jak nie daj Boże usłyszy tylko Holendra zaraz biegnie do niego i rzucają się sobie w objęcia ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...