poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Wiosna w Nijmegen

Wiosna w Nijmegen. Od prawie dwóch tygodni chodzę po mieście z aparatem. Ale żeby nie robić najzwyczajniejszych zdjęć miasta, których i tak mam już sporo, bawię się funkcjami aparatu i obróbką graficzną już w domu. A oto efekty ostatnich paru spacerów:






Więcej zdjęć do zobaczenia na Facebooku, gdzie serdecznie zapraszam :) 

A co słychać w Holandii? Pomarańczowa się robi. Każde okno wystawowe udekorowane jest na pomarańczowo. Na budynkach pojawiają się pomarańczowe chorągiewki i flagi narodowe. Wszystkie media skupiają się na rodzinie królewskiej i na jutrzejszym Dniu Królowej oraz zmianie monarchy. Jutro Holendrzy obchodzić będą ostatni Koninginnedag... od przyszłego roku świętować będziemy Koningsdag (Dzień Króla) z kilku dniowym przesunięciem. Tak się fajnie składa, że przyszły król Niderlandów, Willem-Alexander urodził się zaledwie na 3 dni przed urodzinami swojej babci, królowej Juliany. 



Dziś mnóstwo osób zaczyna już świętować. Ponoć najlepsze imprezy odbywają się w Koninginnenacht, wieczór przed samym świętem. My jednak zostaliśmy grzecznie w domu, gdyż jutro z samego rana planujemy tak jak rok temu, wybrać się na wielkie buszowanie w starociach, czyli na pchli targ w Goffertpark. O przebiegu jutrzejszego dnia, ceremonii zmiany monarchy i towarzyszących temu wydarzeniu atrakcjach odbywających się także w Nijmegen,  napiszę już wkrótce. 

Spring in Nijmegen

Spring in Nijmegen. I'm walking with my camera around the city for already two weeks. Later at home I changed these photos a bit. Neverthless here are the results of my strolls:






More pics of course on Facebook. Feel free to check that out :) 

What's going on except getting green? Well, it's getting orange. Every shop has decorated its windows with orange ornaments. Orange and national flags are hanging from buildings. All the media are focusing on royal family. Tomorrow we're celebrating Queen Day and greeting new king on the thron. It's gonna be the last Koninginnedag... at least for coming years. Since the next year we're gonna have Koningsdag. The date is not gonna change much, since the future king has his birthday only 3 days before his grandmother Juliana had.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Zakończenie COOKIE QUIZ

Nasz nibylandiowy COOKIE QUIZ zakończył się wczoraj, zatem zebrałam wszystkie nadesłane odpowiedzi (nie było ich jakoś bardzo dużo, ale wystarczająco, żeby zrobić losowanie, do tego wzystkie były poprawne). Poprosiłam moją uroczą asystentkę Maurycję o wyciągnięcie z puli 3 szczęśliwe losy i tym samym ogłaszam zwyciężczynie (wszelkie skargi i zażalenia proszę kierować do uroczej asystentki):

Nina
Paulina
Czary Mary (?... wnioskuje po adresie mailowym)

Czekam teraz na adresy wyżej wymienionych pań, żeby wysłać nagrody. Jak obiecałam są to wybrane przeze mnie typowo holenderskie słodycze i mam nadzieję, że będą Wam smakowały :)



Z jednym pytanie miałam maleńki dylemat. W pytaniu o smak dropjes jako odpowiedź parę razy padł anyż. Oryginalnie smak pochodzi od lukrecji, która botanicznie nie jest nawet z anyżem spokrewniona, jednak w smaku są bardzo podobne. Stąd rozumiem dezorientację. Zrobiłam zatem mały research internetowy i jak się okazało, do lukrecjowych słodyczy (w tym również drop) w praktyce nieraz dodaje się także anyż, tudzież olejek anyżowy. Ponoć zbyt częste zajadanie się lukrecją może prowadzić do nadciśnienia. Mając takie informacje pozwoliłam sobie uznać te odpowiedzi za względnie poprawne. Ostatecznie nawet przeciętny Holender nie wie od czego pochodzi smak tych popularnych cukierków ;)


Wszystkim bardzo dziękuję za zainteresowanie oraz udział w zabawie. I zachęcem oczywiście do udziału w kolejnych, przyszłych quizach kiedy się pojawią ;)

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Jak Holendrzy jedzą truskawki?

Sezon na truskawki się zaczął :) Oczywiście są to truskawki szklarniowe i nie smakują cudownym czerwcowym słońcem, ale ku naszemu zaskoczeniu są słodkie i smakują jak truskawki... kwietniowe ;) Daliśmy się zatem skusić na koszyczek pysznie czerwieniących się dużych, dumnych owoców. Pytanie tylko pozostaje... jak je zjeść?

Można oczywiście ot tak same, tudzież z bitą śmietaną/ cukrem, ale Maurycy zachował się jak rasowy Holender i zapowiedział, że zjemy je... z chlebem! 
- Ale jak to? Z chlebem? - zdziwiłam się
- No tak. Chleb z masłem, na to truskawki w plasterkach i posypane lekko cukrem trzcinowym - odpowiedział Maurycy, jakby to była najoczywistrza kombinacja pod słońcem.
- Trochę dziwnie to brzmi... chcesz kanapkę z truskawkami? - dalej niedowierzałam.

Beschuitje z truskawkami
Ostatecznie stanęło na beschuitjes zamiast chleba. Co wsumie nie odbiega aż tak daleko od pierwotnego zamysłu, gdyż beschuitje, choć może brzmi jak herbatniczek po angielsku jest najzwyczajniejszym... sucharkiem (tylko dość kruchym i delikatnym). Kolejny dowód na to, jak ważne w życiu Holendrów są kanapki oraz że potrafią oni położyć na chlebie dołownie wszystko! 



- Niezłe - szczerze przyznałam dając się przekonać do kulinarnego eksperymentu.
- Mówiłem ci! - ucieszył się Maurycy. Po raz kolejny udowodnił, że ma rację.
- A wiesz z czym my w Polsce często jemy truskawki w lecie? Z makaronem - rozmarzyłam się na samą myśl.
- Z makaronem? Blee... ależ wy wymyślacie dziwne rzeczy! - skomentował Maus chrupiąc swojego sucharka z truskawkami... I zrozum tu człowieku Holendra ;)

How do Dutch people eat strawberries?


Strawberry season has started :) Of course the strawberries are from greenhouses and they don't teste so delicious as the ones that get red from the june sun, however they are quite sweet and they taste like strawberries. The april strawberrie ;) I got tempted by a little basket of these red fruits. The questions is... how to eat them?

We could of course eat the just like that, without any changes and additions or with whipped cream, the way they are the best, but Maurice acted like a real Dutchman and deciaded, that we're gonna eat them with... bread!
- What do you mean with bread? - I did'n get the idea.
- You know... sliced on bread with butter and sprinkled with cane sugar - he answered like it was the most obvious combination in the world.
- It sounds a bit weird... you wanna have a sandwich with strawberries? - I still could't believe.

Beschuitje with strawberries
At the end we agreed on beschuitjes in place of bread. To be honest it doesn't really change much, since beschuitje though sounds like a biscuit is actually a rusk (tho quite delicate and crunchy, it's still just a dry bread). Another proof how important for the Dutch are sandwiches and that they can put almost everything on bread.



- Quite good - I admited honestly after I tried this culinary experiment.
- Told you! - Maus was clearly happy that once again he was right.
- And guess how we like to eat strawberries in Poland? With pasta - I got carried away just thinking about delicious taste of my childhood.
- With pasta? Yuck... you Polish people come with very weird ideas! - said Maurice while crunching his rusk with strawberries... Never try to understand the Dutch ;) 

czwartek, 18 kwietnia 2013

Żeby nie było, że bloga zaniedbuję

Przyznaję, że ostatnio byłam trochę nieobecnawa i małomówna, ale mam bardzo dobre wymówki! 
  • Po pierwsze: relaksuję się i odmóżdżam po intensywnej nauce do egzaminów. 
  • Po drugie: w przerwach między odmóżdżaniem się poszukuję pracy... Pierwszy tydzień poszukiwań nie napawa mnie wielkim optymizmem i czytanie kolejnych ogłoszeń po holendersku zdaje się coraz bardziej monotonne, a tym samym wracamy do punktu wyjścia: odmóżdżenie. 
  • Po trzecie: żeby się nie odmóżdżyć totalnie, zabrałam się za coś bardziej konstruktywnego... do pisania. Dzięki bardzo fajnej propozycji Pauliny zgłębiłam tajniki rodziny królewskiej i zbliżającej się zmiany na tronie Królestwa Niderlandów i właśnie ukazał się mój artykuł na tenże temat, który możecie (i powinniście jak na wiernych fanów przystało :D) przeczytać na stronie Magazynu Polonia :) Jeeeej! :D 
  • Po czwarte: w końcu przyszła wiosna i delektuję się słoneczkiem na balkonie, tudzież staram się nie dać się zdmuchnąć z roweru ;) Może i zrobiło się słonecznie, może i się ociepliło, koty wybyły do ogrodów i na ulice, magnolie zaczęły kwitnąć, ale wiatr dalej się nie zmienił. 
Teraz zbierając myśli, żeby wkrótce powrócić z jakimś bardziej treściwym postem, wykorzystam ten moment na ogłoszenia parafialne. Przypominam o naszym nibylandiowym Cookie Quizie! Do końca został jeszcze niecały tydzień, więc odkurzcie zakamarki swej pamięci, tudzież zapytajcie wujka Google i ciocię Wikipedię ;) Pyszności-słodkości czekają na 3 szczęśliwców. Tym co nie wezmą udziału za karę wyślę dropjes! ;P

Ostatnio też sama zostałam przez Burning Giraffe wylosowana-wytypowana do kolejnej odsłony Liebster Award, czyli w wolnym tłumaczeniu "czego jeszcze o mnie nie wiecie i baliście się zapytać" ;) Myślę, że niemal każdy bloger i blogo-bywalec zna już zasady tegoż wyróżnienia, więc zabiorę się odrazu do odpowiedzi.

1. Gdybyśmy po śmierci zamieniali się w zwierzęta, jakim byś chciał/-a zostać i dlaczego?
Bez dwóch zdań KOTEM! :) A dlatego, że już za życia aspiruję, żeby kotem zostać.

2. Książka czy film?

Najlepiej i jedno i drugie... Tak naprawdę ciężko te dwie kategorię porównać, bo zaspakajają różne potrzeby. Idealny wieczór skomponowałabym z dobrego filmu w ramionach lubego, a następnie ciekawej książki już w łóżku, u boku błogo pochrapującego lubego ;)

3. Jaką super-moc chciałbyś/-abyś posiadać?

Oho...u ty kłania się odwieczna rozmowa, którą odbywamy z Mausem po każdym superhero movie. Moja odpowiedź jednakże zawsze jest niezmienna. Moją listę idealnych super mocy stanowią:
a) teleportacja
b) czytanie w myślach
Nie potrafię się zdecydować. A można kombinację dwóch? 

4. Ubrania wzorzyste czy jednolite?

Szybki rzut okiem na szafę: jednolite. Za wzorzystość i urozmaicenie odpowiadają u mnie dodatki i biżuteria

5. Pewnego dnia budzisz się w miejscu, które napawa Cię lękiem. Co to za miejsce?

Piwnica! Strych! Loch! Opuszczone zamczysko! Opuszczony szpital psychiatryczny! Hmm... pytanie raczej: jak ja się tam znalazłam?

6. Zostajesz wybrany/-a do finału konkursu piosenki. Co zaśpiewasz?

Śpiewająco wymigam się w dalszego udziału. Ot tak dla dobra ludzkości. Moje fałszowanie nie wyszłoby nikomu na zdrowie.

7. Przedmioty ścisłe, humanistyczne, artystyczne, czy sportowe?

Zawsze aspirowałam do artystycznych, ale po opuszczeniu szkoły projektowania ubioru po trzech miesiącach nauki (z czego miesiąc podróżując :D) nie pozostawiłam sobie wątpliwości. Zdecydowanie humanistyczne. Zresztą który bloger nie ma w sobie choć odrobiny humanisty?

8. Praca fizyczna, czy umysłowa?

Odpłatnie najchętniej umysłowa. Fizyczna też nie jest zła (zawsze to lepsza niż brak pracy), ale lepiej jeśli miałabym ją wykonywać, bo mi się chce, czyli np. grzebanie w ziemi i doniczkach ;) Byle nie remonty!

9. Który miesiąc jest Twoim miesiącem urodzenia?

Ten najlepszy rzecz jasna! W końcu wtedy się urodziłam. Zresztą musi być jeszcze jakiś dobry powód, dla którego jest to pierwszy miesiąc w roku.

10. Trzy słowa, które określają Twoje dzieciństwo, to...

Przedarte-kolana-w-spodniach :D Taki mi teraz przychodzą do głowy ubolewania mojej babci, że zawsze cała się pobrudzę i poobijam kolana jak się bawię, podczas gdy inne dzieci potrafią ładnie się bawić ;P 

11. Lato leniwe czy aktywne?

I znowu się wykręcę od wyboru. Najlepiej dwa w jednym

To tyle? Dobra. Teraz mam wielki dylemat. Ponieważ ostatnim razem wykorzystałam już sporą część moich ulubionych blogów, a nie chcę się powtarzać (ani grzebać w archiwum) pozostawiam pytania otwarte. Zachęcam każdego od odpowiedzenia w komentarzach (chętnie poznałabym lepiej naszych nibylandiowych podczytywaczy), na własnych blogach, poleceniu mi nowych blogów :D Zatem moi drodzy, bawcie się dobrze:

1. Wyglądasz przez okno. Co widzisz?
2. Jakiego języka chciałbyś/chciałabyś się najchętniej nauczyć?
3. W przedziwny sposób wszedłeś/weszłać w posiadanie wehikułu czasu. Do jakiej daty chciałbyś/chciałabyś się przenieść?
4. Wyobraź sobie, że możesz wykonywać dowolny zawód na świecie. Co by to było?
5. Romantyczna kolacja przy zachodzie słońca czy śniadanie do łóżka w słoneczny poranek?
6. Co najbardziej lubisz w czytaniu blogów?
7. Rok bez mięsa czy rok bez czekolady?
8. Jaki typ krajobrazu najbardziej oddziaływuje na Twoją wyobraźnię?
9. -20 stopni Celsjusza czy +42?
10. Biżuteria złota/srebrna czy naturalna (drewno/piórka/rzemyki)?
11. Lecisz samolotem i wpadacie w niezwykle silne turbulencje. O czym myślisz?

Enjoy! 


czwartek, 11 kwietnia 2013

Groszowe sprawy

Stoimy przy kasie w supermarkecie. Kasjerka skanuje nasze zakupy. 10,02 euro. Podaję jej banknot i zaczynam grzebać w portwelu w poszukiwaniu 2 centów. Jest! Triumfalnie wyciągam monetę i podeję ją dziewczynie za kasą. Zarówno dziewczyna, jak i Maurycy patrzą zdziwieni na mnie jak na wariatkę. No co jest? Nikt się po te 2 centy nie kwapi? Patrzę skołowana to na nich, to na monetę. Cholerne 2 centy drwiąco leżą na mojej dłoni. 
- Nie trzeba... - odpowiada w końcu dziewczyna. 
- Snoepje, tutaj nikt nie płaci tych drobniaków - tłumaczy mi Maurycy
- Hę? - nic z tego nie rozumiem... To jak to? Kasjerka nie będzie na mnie patrzeć wyczekująco, podczas gdy ja szperam w portfelu, ani nie usłyszę w Holandii "Cencika będę dłużna"?? 

Źródło
Patrzę na rachunek: rzeczywiście kwota jest zaokrąglona w dół (a pod nią w nawiasie ta właściwa). Przeszukuję kieszenie, żeby odnaleźć inne rachunki. Na wszystkich kwoty są pozaokrąglane w górę lub dół  do 5 centów. To po co ja taszczę te tony złomu w moim portfelu, jak nikt ich nie chce??

Sytuacja ta miała oczywiście miejsce już jakiś czas temu, zaraz po mojej przeprowadzce. Przypomniałam sobie o niej wczoraj po drodze ze sklepu, z nudów studiując rachunek. Choć minął już podnad rok od tego "odkrycia", wciąż nie znam odpowiedzi na postawione wtedy przez mnie pytanie:
Skoro praktycznie nie używa się centówek w handlu, to po co się je jeszcze wogóle produkuje?... ;)

Who wants a penny?


We're standing by a counter in a supermarket. A cashier is scanning our groceries. 10,02 euro. I'm handing a bill to the girl and immidiately start looking for these 2 cents in my wallet. Here it is! I'm happily taking the coin out of my wallet and giving it to the cashier. The girl and Maurice are looking at my surprised like I was some kind of weirdo. What's going on? Why does nobody take these 2 cents from my hand? I'm staring at them and at the coin. These damn 2 cents are still sneeringly laying on my open hand.
- It's fine... not needed - finally answers the cashier. 
Snoepje, here nobody pays these small endings - explains Maurice
-Whaaaaa? - I don't get it... How can it be? So the cashier is not gonna look at me expectandly while I'm searching for pennies in my waller, nor I'm not gonna hear ever in Holland "I'll owe you a cent"?? Really?

Source
I'm checking a bill. It's really rounded down to 10 euro (and below in bracket the real price). I'm checking my pockets to find some other bills. Everywhere the total amouth is rounded up or down to 5 cents. So why the hell am I carrying all this scrap-metal in my wallet if nobody wants it??

This happened already some time ago, soon after I moved to the Netherlands. Few days ago reading a bill on a boring way home from a supermarket reminded me of it. Though it's been a year since I made my "discovery" I thought I'll share it with you guys. There's only one question on which I still didn't get an answer:
If the little cents are basicly not used anymore, why are they still producing them? ;)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Pijany pilot

Kiedy byłam dzieckiem uwielbiałam gry planszowe i często w nie grywałam z domownikami i koleżankami. Nawet dziś nie odmówię udziału w rozgrywkach moich ulubionych gier, takich jak "Eurobiznes", "Upiorne zamczysko" czy "Chińczyk". Czasem okazuje się, że niektóre gry, choć przeznaczone dla dzieci, większą popularnością cieszą się wśród dorosłych. Tak właśnie wygląda historia popularnej w Holandii gry "Stef Stuntpiloot". 

Źródło
Gra po raz pierwszy wydana została w 1992 roku. Jest niesamowicie prosta, ale zabawna. Mały samolocik z pilotem o imieniu Stef lata w kółko strącając z płotka...kury. Każdy z czterech graczy posiada po trzy kurki i może ich bronić, podbijając zbliżającego się Stefa i najlepiej usiłując trafić nim kury swojego sąsiada ;) 

Prostota tej gry zaskutkowała tym, że trzy lata po wtórym wydaniu w 2006 roku, gra została wycofana z rynku! Dlaczego? Ponieważ studenci masowo wykorzystywali ją jako... drinking game! Za każdym razem, gdy Stef strącił ostatnią kurę gracza, delikwent musiał pić (piwo lub coś mocniejszego). Gra, która szerzy pijaństwo?...

Źródło
Przyznam, że i ja pierwszy raz poznałam Stefa na imprezie u znajomych. Jako, że szło mi fatalnie, po kilku rundach wolałam się wycofać i nie ryzykować kolejnych kielonków. Przyglądałam się natomiast uważnie i szybko rozgryzłam co i jak. Teraz jestem już na tyle dobra, że wykańczam innych imprezowiczów i następnego dnia wstaję radośnie bez kaca :D

Nie tylko we mnie Stef budzi chęć rywalizacji. W 2008 roku w Groningen odbyły się Holenderskie Studenckie Mistrzostwa w tej grze! Następnie co roku miały one miejsce w innym mieście. Jak na ironię, rok temu w Groningen oficjalnie zabroniono gry w "Stef Stuntpiloot". Chyba najwyższa pora wysłać naszego nieszczęsnego pilota na odwyk ;)

Drunk pilot


When I was a child I loved board games and I often played with my family and friends. Even today I won't refuse to play one of my favorites like: "Monopoly", "Scary Castel" (or whatever the English name of that game would be) etc. Sometimes however, some of the games are more popular among adults, though they were made in a first plays for childeren. One of these games would be a popular in the Netherlands "Stef Stuntpiloot". 

Source
The game was first released in 1992. It's super easy but also funny. A little plane with a pilot named Stef is making circles trying to knock the chickens from a hurdle. Each player can try to protect his three chickens by sending Stef higher in the "sky" with a little seesaw and preferably hitting a chicken of a neighbor ;) 

The game was resumed in 2006 and only three years later withdrawn from sale. Why? It was so simple and fun, that Dutch students started using Stef in mass as a... drinking game! Everytime when Stef knocked the last chicken, the owner had to drink a shot of strong alcohol or a glass of beer. A game that spreads drunkenness?...

Source
I gotta admit, I met Stef for the first time at a party. I was a terrible player, so I had to quite the game after few rounds... I prefered not to risc a heavy hangover next day. Neverthless I stayed watching the game and I mastered it really fast. Now at the parties I'm kicking other guy's asses and I'm the only player who's  not suffering the next day :D

I'm not the only one who gets competitive playing this game. In 2008 in Groningen was the first Dutch Student Championship in "Stef Stuntpiloot" played. After that, the Championships were placed every year in a different city. Ironicly, last year the game was officially banned in Groningen. Is it time to send Stef for a rehab? ;) 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...