czwartek, 23 marca 2017

Jedzenie, które polubiłam w Holandii

Przeprowadzka za granicę otworzyła mnie kulinarnie. Zawsze lubiłam próbować nowych smaków i eksperymentować w kuchni, ale dopiero po przyjeździe do Holandii zdałam sobie naprawdę sprawę jak wiele mnie omijało. Jeśli chodzi o gotowanie, penych produktów w Polsce może być ciężko dostać lub cena skutecznie odstrasza studencką kieszeń. 

Nie trzeba jednak szukać przepisów z dalekich krajów czy egzotycznych owoców. Przygotowując dziś lunch po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że od kiedy mieszkam w Wiatrakowie, mój gust się nieco zmienił i nagle polubiłam najzwyczajniejsze jedzenie, którego wcześniej żyjąc w Polsce nawet nie tykałam.

STARY SER

 Zawsze lubiłam sery, ale byłam zdecydowanie amatorką delikatnej i kremowej w smaku Goudy. Stary ser nawet przez pierwsze miesiące tutaj zwyczajnie mi śmierdział i miał zbyt intensywny smak. Minęło sporo czasu, zanim go wogóle chciałam próbować, ale w końcu z czasem pokochałam typowo holenderski oude kaas. Teraz nie wyobrażam sobie wizyty u rodziców bez przywiezienia kawałka, ku wielkiej uciesze mojego taty. 

SEREK WIEJSKI

Sery serami, twaróg był dla mnie zawsze na miejscu numer jeden. Natomiast serek wiejski... na sam dźwięk skóra mi cierpła. Z całego serca nienawidziłam tego tworu. Nie rozumiałam jak moja mama mogła się nim zajadać. Aż nie wylądawałam w Holandii... z braku sera białego sięgnęłam kiedyś po serek wiejski, bo co to za wiosna bez kanapki z twarożkiem, szczypiorkiem i rzodkiewką? To u mnie taki sezonowy must-have. I nagle coś się odmieniło. Chyba z tęsknoty za prawdziwym twarogiem polubiłam jego namiastkę w postaci huttenkase. Dziś go uwielbiam i zawsze mam w lodówce. Zresztą nie ja jedna, bo serek wiejski jest jednym z ulubieńców tutejszych heathfreaks. 


AWOKADO

Mój brat zawsze nazywał awokado "trutką na teściową" i przez lata się z nim zgadzałam. Ten dziwaczny owoc ani nie jest słodki, ani soczysty, natomiast bardzo...tłusty. Nie polubiliśmy się w Polsce. Nie bardzo nawet wiem kiedy i dlaczego zaczęłam w Holandii ten owoc kupować (pewnie dałam się zmanipulować owym healthfreaks). Dziś w pracy słynę jako wielka fanka awokado, która wcina całą kremową kulkę parę razy tygodniowo. Patrząc na te dwa ostatnie produkty, które na stałe zagościły w moim jadłospisie, Holandia zdecydowanie miała pozytywny wpływ na moją dietę. To jak, kto wybiera się ze mną do restauracji The Avocado Show w Amsterdamie? :) 

ŚREDNIOWYSMAŻONY STEK

Mięso, które jest w środku jeszcze różowe? I nie daj Boży wycieka z niego krew podczas krojenia?! Coś takiego w Polsce by dla mnie nie przeszło. Takie mięso uważałam zwyczajnie za niedopieczone i tym samym niezdatne do spożycia. Mięcho musiało byś wysmażone na wór i idealniej brązowe od środka. Takie... suche. No właśnie... Wcześniej wydawało mi się to normalne. Znowu przez długie miesiące z oporem żułam różowiutkie steki, aż zrozumiałam. Jak pyszne i delikatne potrafi być dobre mięso wołowe, jeśli nie smaży się go na maksa. I nawet żaden sos nie jest potrzebny. Odrobinka masła, posiekana szalotka, świeżo zmielony pieprz. Zupełni inny świat! 


KREWETKI

Parę lat temu owoce morza stanowiły dla mnie temat tabu. W Polsce były albo drogie, mrożone albo trafiałam na źle przygotowane. Czemu źle? Bo były niesmaczne. Gumiaste, galaretowate albo przwodziły mi na myśl chrząstki. Bleee. Kalmarów do dziś raczej nie lubię, za to krewetki... te mogłabym jeść codziennie. W każdej postaci. Najlepiej te wielkie gambas prosto z grilla. Czy chociażby kroepoek, czyli rodzaj krewetkowych prażynek. 

SZPARAGI

W Polsce jakoś nigdy nie jadałam szparagów. Białe były mi zupełnie nieznane, a zielone uważałam za drogie i nie wiedziałam co z nimi zrobić. Teraz na szparagi wyczekuję cały rok. Ze względu na ich sezonowość (białe), wraz z Maurycem pochłaniamy wiosną "białe złoto" w nieprzyzwoitych ilościach. A w pozostałe miesiące pocieszamy się zielonymi :) 


Jak to w Holandii mawiają "Wat de boer niet kent dat eet hij niet" - czego rolnik nie zna, tego nie jada.

środa, 15 marca 2017

Wybory w Holandii 2017

W Holandii ważny dzień dzisiaj moi Drodzy. Wybory do parlamentu. Ja sama nie mogę głosować, bo holenderskiego paszportu nie posiadam, ale nie przeszkadza mi to w obserwowaniu co dzieje się na tutejszej scenie politycznej. Nie będzie jednak dziś politycznych wywodów, bo polityka sama w sobie nieszczególnie mnie interesuje. Zamiast tego, przedstawię Wam kilka partii politycznych, które w pewien sposób wyróżniają się na tle innych. 

Każdy zna populistyczną partię PVV (Partia Wolności), na której czele stoi szalony Wilders. Wraz z Trumpem i Borisem Johnsonem stanowią oni niezły przykład wszystkiego co idzie w polityce ostatnich lat nie tak. Mają wiele wspólnego, nieznoszą imigrantów, muzłumanów... nawet fryzury mają podobne. Strzeżcie się bujnej blond grzywy, coś jest na rzeczy. Ale, to żadna nowość. O Wildersie chyba każdy słyszał. Poznajcie 5 nietypowych (i generalnie dość nowych) partii, biorących udział w tegorocznych wyborach:

5. DENK (Myśl). Założona przez dwóch Holendrów tureckiego pochodzenia, którzy wyrzuceni zostali z Partii Pracy. W miejsce integracji, partia chciałaby widzieć akceptację grup mniejszościowych. Lider partii Kuzu nazwany został "długim ramieniem Erdogana". Myśl o DENK nie napawa mnie wielką radością, ale biorąc pod uwagę mniejszości narodowe w Holandii posiadające prawo do głowosania, podejrzewam, że partia może dostać całkiem spore poparcie. 

4. MenS (Partia dla człowieka i ducha). Założona w 2008 przez astrologa partia chce aby decyzje rządu płynęły prosto z... serca. Jednym z jej założeń jest promowanie holistycznego podejścia do zdrowia i zwiększenie liczby referendów, żeby mieszkańcy mieli więcej do powiedzenia. Tylko, że z tego co w zeszłym roku widzieliśmy, referenda to jedna wielka pomyłka. 

3. Jezus Leeft (Jezus Żyje). Eurosceptyczna partia nawołująca do "Nexit" (wyjścia Holandii z Unii Europejskiej) oraz stawiająca za punkt honoru zakaz aborcji i eutanazji w Holandii. Lider partii Joop van Ooijen zapowiada, że nie ma zamiaru negocjować z nikim, kto jest za wolną decyzją zakończenia życia. Jak na skrajnie religijną partię przystało. Oj cieżko szłaby współpraca.... 

2. Piratenpartij (Partia Piratów). Część Międzynarodowej Partii Piratów. Jak na piratów przystało życzyliby sobie ograniczenia praw autorskich, zmianę prawa patentowego oraz wolność informacji (w 2011 podtrzymywali dostęp do słynnej strony The Pirate Bay, po tym jak strona została zablokowana w wielu krajach). Uwielbiają BitCoin, walutę którą próbowali zapłacić z udział w wyorach. Spotkali się z wielkim oporem, jak można się było spodziewać. 

1. Niet Stemmers (Nie głosujący). Posługująca się sloganem wyborczym "Największa partia w Holandii: nie głosujący" odnosi się w dość niskiej frekwencji podczas wyborów w 2012, kiedy prawie jedna czwarta Holendrów nie udała się na wybory. Co obiecuje partia? Nie zabieranie głosu. Jeśli w wyborach dostanie miejsca w sejmie, zostaną one... puste. Tak jak oddane głosy. 

I na kogo tu głosować? 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...