Na taką pogodę jak wczoraj, wszyscy czekali już od dawna. Bezchmurne niebo, piękne jasne słońce oraz 18C. Marzenie. Ani chwilę się nie zastanawiając, wskoczyłam na rower i pognałam do centrum, żeby rozkoszować się pierwszą w tym roku kawką w kawiarnianym ogródku.
Znajomi ochoczo przyłączyli się, dotrzymując mi towarzystwa w słońcu. Czas tak przyjemnie płynął, a że nigdzie mi się nie spieszyło, przesiedzieliśmy tam prawie pół dnia (muszę w tym miejscu zaznaczyć, że mój dzień zaczyna się około godziny 10, co np. moi rodzice rozumieją niemal jakoś środek dnia... ot takie wyjaśnienie, coby dobrze nakreślić granice czasowe). W taką pogodę nic lepiej nie smakuje niż orzeźwiające... różowe piwo. O ile piwem da się ten napój nazwać. Jest lekkie, malinowe i delikatnie gazowane. Oczywiście w buteleczkach 0,3 l. Większość znajomych z Polski nazwałaby to profanacją. Normalnie byłoby mi wstyd, ale nie tym razem! Bardziej babskiego trunku chyba nie da się wymyślić. A w tak niezwykle przyjemnym wiosennym słońcu radość z drobiazgów cieszy jeszcze bardziej.
Najwyraźniej nie tylko my wpadliśmy na pomysł wygrzewania się na tarasach kawiarnianych. Zanim się zorientowałam wszystkie stoliki wkoło się pozapełniały i wzdłuż całego Grote Markt słychać było radosny gwar rozmów.
Ogródki przygotowane stały przed większością knajpek i kawiarni już od tygodnia, ale ze względu na pogodę nie cieszyły się powodzeniem. Aż do wczoraj. A dziś... obudziło mnie znów piękne słońce, ale zanim wywlekłam się z łóżka, wszystko zasłoniła gęsta mgła. Chłodny wiatr, brak ogrzewających promieni... Nie tego oczekiwałam!
Ach, narobiłaś mi ochoty tym piwem! :)
OdpowiedzUsuńMnie również! Zdrówko :*
OdpowiedzUsuńA tam profanacja, wygląda bardzo smakowicie ;))
OdpowiedzUsuń:)Fajnie jest,nawet to różowe małe piwo wybaczam.
OdpowiedzUsuńAhh... czuję wsparcie ze wszystkich stron :) No to wszyscy razem: NA ZDROWIE! Zwłaszcza, że dziś św. Patryka, to zamiast różowego polecam zielone ;)
OdpowiedzUsuń