Najdłuższym egzaminem w moim życiu była chyba matura. Dzisiejszy egzamin kończący jeden z poziomów mojego kursu języka holenderskiego, wielce nie odbiegał od matury pod tym względem. Cztery godziny różnych testów z zakresu mówienia, słuchania, pisania i czytania. Wyniki w środę.
Przygotowywałam się do tego dnia dość systematycznie w ostatnim tygodniu (co też sponsorowało moją blogową nieobecność). W weekend intensywne powtarzanie materiału. Jak mi poszło... W sumie nie chcę mówić, żeby tak po polsku nie zapeszyć. Ale moje osobiste odczucia skłaniają się w kierunki "zdane". Nie mniej jednak oznacza to, że z dniem dzisiejszym nastały dla mnie wakacje! (Chyba, że będę jakąś część testów musiała poprawić w piątek. Tfuuu tfuuu!)
Wakacje... Pogoda iście letnia dziś nas uraczyła, słońce w pełni, nic tylko wyciągnąć się na jakiejś plaży. Ale coby się za bardzo nie rozleniwić, planuję od jutra zacząć równie intensywne poszukiwania choćby wakacyjnej pracy. Jednak najpierw z wielką radością ponadrabiam zaległości na własnym i na Waszych blogach! :)
no to trzymam kciuki, zeby poprawki nie było i słonecznych wakacji zycze..:)
OdpowiedzUsuńno tez trzymam kciuki - bedzie dobrze:)))))))
OdpowiedzUsuńMoim najdłuższym egzaminem był egzamin prokuratorski - 2 dni pisania a trzeci dzień - 8 egzaminów ustnych. Stres - bezcenny, jednak poszło dobrze. I Tobie pójdzie :).
OdpowiedzUsuńNo to Ciebie napewno nigdy nie pobiję z egzaminowaniem! Niezły egzamin... czapki z głów!
Usuńa jaki dokładnie robisz kurs niderlandzkiego?? ja maiał na przełomie maja i czerwca i wszystko zdałam ufff, ale nie było łatwo
OdpowiedzUsuńRobię roczny kurs "Nederlands voor anderstaligen" na tutejszym uniwersytecie. Całość kończy się Staatsexamen NT2, ale ja dopiero kończyłam poziom biginner, czyli A2.
Usuńja też tyle że w tym roku robiłam A2-B1
Usuń