wtorek, 7 lutego 2012

Lodowata miłość Holendrów

Ostatnio mieliśmy bardzo zimową aurę... Spadł świeżuteńki śnieg (którego dobitki dalej zalegają gdzieniegdzie) oraz temperatury utrzymują się na minusie. Piękne bezchmurne niebo... aż chce się iść na spacer (chociaż po wyjściu z domu już mi ta ochota mija, kiedy mróz zaczyna przenikać przez moje grube wełniane rękawiczki). Generalnie Holendrzy są ostatnio bardzo podekscytowani ową aurą. W mediach od tygodnia non-stop mówi się o Elfstedentocht, czyli słynnym Wyścigu Jedenastu Miast. Codziennie mierzy się grubość warstwy lodu, a ludzie zaczynają wydzwaniać do hoteli we Fryzji, żeby zapytać o wolne miejsca i rezerwacje. Wszyscy liczą, że w tym roku do wyścigu dojdzie, bo warunki atmosferyczne są jak dotąd sprzyjające. 

Dlaczego tak się tym ekscytują? Może dlatego, że cała impreza wymaga prawdziwie mroźnej zimy, żeby kanały zamarzły na głębokość minimum 15 cm? W końcu tysiące ludzi mają się na nim znaleźć. Ostatni raz wyścig odbył się 15 lat temu! Nic dziwnego, że spekulacje w tym roku budzą takie emocje. A może dlatego, że zwycięzca zostaje uznany za bohatera narodowego? Któż nie chciałby dostąpić takiego uznania? ;) 

Bez wątpienia łyżwiarstwo szybkie jest dla Holendrów tym, czym dla Polaków skoki narciarskie. My mamy góry i śnieg, oni mają kanały i lód. My mamy Małysza i Stocha, oni mają Kramera i... cała plejadę innych panczenistów, a jako że nie interesuję się sportem, nie starałam się nawet spamiętać tych wszystkich nazwisk. Tak czy inaczej, kiedy fala zimna nadciąga, Holendrzy sięgają po łyżwy i ruszają gdzie się da: kanał, rzeka, jezioro, staw... nawet większa kałuża ich cieszy :) W weekend wybraliśmy się zaobserwować owe zjawisko na pobliskim jeziorku tuż za miastem. 

Dwa boiska oraz tor wokół bezpośrednio na tafli jeziorka


Pogoda była rzeczywiście zachwycająca i pomimo 8-stopniowego mrozu, tego dnia można było spotkać mnóstwo ludzi w lasku. Okoliczni amatorzy łyżwiarstwa i hokejowych rozgrywek już od rana szturmowali lód. Ja też chciałam... 

Zbieraliśmy się w sobie z Maurycym, żeby przejść przez mniejsze jeziorko, ale żadne z nas nie dotarło nawet do środka... Stchórzyliśmy na myśl o widzianej wcześniej przerębli w miejscu, gdzie lód załamał się pod kimś tego ranka. Bynajmniej nie mieliśmy ochoty na lodowatą kąpiel!

brrr....

6 komentarzy:

  1. Rany... Ja to bałabym się wejść na jakiekolwiek zamarznięte jezioro, nawet jeśli jest na nim tyle osób. Przeraża mnie perspektywa wpadnięcia do wody. Czułabym się wtedy taka gruba - tylko pode mną załamał się lód :<

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie, nie dla mnie takie rozrywki. Też bym się cały czas bała, że załamie się pode mną lód. Chociaż jak przypominam sobie teraz dzieciństwo to nieczego się nie baliśmy ... ;)Im jestem starsza, tym bardziej bojaźliwa ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, moje drogie Panie! :) oto kolejny dowód na to, że wiekiem robimy się jakieś takie bojaźliwe... jak to z Maurycym mówimy "fearful creature"

    OdpowiedzUsuń
  4. A to dziwne, że przy takim mrozie lód jest kruchy.
    Ale! W końcu dałaś porządne zdjęcie siebie samej. Powiększyłem, zapisałem ku pamięci :P

    OdpowiedzUsuń
  5. No ładnie... akurat zdjęcie gdzie makijażu nie mam wogóle?! ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. ciesz się, że możesz bez makijażu się fotografować :P

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...