piątek, 7 września 2012

Inspiracje

Należę do tych osób, które szukają w codziennym życiu drobiazgów, które cieszą. Do prawidłowego funkcjonowania potrzebuję ciągłej inspiracji, przychodzącej z różnych stron. Nietypowe zdjęcie, ciekawa książka, nowe miejsce, niebanalne wnętrze, kiełkująca roślina, apetyczna czekoladka, uśmiech zaspanego Maurycego, dobra muzyka... Cokolwiek. Ważne, żeby było i wznieciło tą drobną iskierkę. Bez niej popadam w bezczynność, świat traci kolory, a ja nie potrafię nawet nic napisać. 

Ostatnio tych iskierek trochę przybyło i z wielkim apetytem dokładałam je do mojej kolekcji dobrego samopoczucia. Dziś nastąpił punkt kulminacyjny, kiedy teściowa zabrała mnie (lub ja ją, to wsumie kwestia sporna kto tu kogo "wyprowadza" ;)) do jednej z jej ulubionych kawiarni. Cóż to była uczta dla zmysłów i wiary w ludzi. Zafascynowana tym miejscem, postanowiłam, że wrócę z aparatem i poświęcę cały post temu acryprzyjemnemu miejscu, a dziś uraczę Was jedynie drobnym zdjęciem, jako przedsmak nadchodzącej uczty. 

Dziwnie ciemne wyszło to zdjęcie i nie do końca oddaje urok tego miejsca, ale to znowu wina mojej komórki :(
Coraz wcześniej zachodzące słońce oraz chłodne poranki zaczynają nastrajać mnie jesienie. Cudownie, ponieważ jesień to moja ulubiona pora roku! Uwielbiam, kiedy dni są jeszcze ciepłe i słoneczne, a temperatury już nie tak upierdliwe, żeby nie można było czuć się wygodnie i komfortowo w normalnym ubraniu (mam na myśli takie, które nie odsłania wszystkich kończyn, ani wszelkich części ciała na punkcie których nie mamy kompleksów. Naraz!) Uwielbiam sweterki, szaliki, botki, więc schyłek lata we wrześniu jest tym o czym po upalnych wakacjach marzę. A skoro jesienne dni nadchodzą, to zaprowadziłam lekkie zmiany na balkonie i przekwitłe już chabry zastąpiłam kępkami wrzosów. 


W kuchni czerwienią nam się mini pomidorki, który Maurycy przytargał tydzień temu do domu... Tak, tak, dobrze przeczytaliście: facet po pracy poszedł sam do sklepu i z własnej, nieprzymuszonej woli kupił zielony krzaczek jako praktyczną ozdobę. Zaskoczył mnie tym niesamowicie i przez dłuższą chwilę nie mogłam wyjść z szoku. Czyżby jednak słuchał moich wywodów i wyrazów zachwytu nad niezwykłością zwykłych warzyw i przypraw? A skoro o tym mowa, to Wam również polecam książkę, która ostatnio sprawiła, że inaczej spojrzałam na ziemniaka, cukier, oliwę z oliwek i cebulę... "Historia smaku" Bryana Bruce'a to skarbnica zaskakujących ciekawostek na temat codziennych produktów spożywczych. 


No, ostatnie parę postów było dość osobistych. Pewne rzeczy musiałam z siebie wyrzucić. Już niebawem szykuję dla Was nową serię, w której zabiorę Was na gastronomiczną wycieczkę po Holandii. A tym czasem życzę udanego weekendu, tym bardziej, że jutro mamy Dzień Marzyciela i Dzień Dobrych Wiadomości! Oby te dobre wiadomości nie były jedynie marzeniami ;)

13 komentarzy:

  1. już nie mogę się doczekać smakowitej podróży :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :)Na wiosnę zaskocz wszystkich pnącymi truskawkami.Czekam na kulinarne wieści może dokończysz temat śledziowy(sławne budki).Do dzisiaj nie wiem jak są przygotowane.Jeśli o śledziu to i o piwie jakoś mi to idzie w parze,a może tylko ja tak lubię.Właśnie zjadłem pstrąga z patelni i zupę chmielową.Czytam uśmiech na Twojej buzi jest dobrze a będzie jeszcze lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo Macieju, a już się smuciłam, że Cię dawno nie widziałam. O śledziach i piwie ciągle pamiętam, tylko mój domowy Holender odmówił mi udziału w filie instruktażowym "jak zjeść śledzia", tłumacząc się, że ryb nie lubi... Coś się poradzi i tematy się jeszcze pojawią! Obiecuje :)

      Usuń
    2. :)Mnie nie chodzi o to jak go jeść lecz jak jest przygotowany.Jeśli to sprawia jakikolwiek problem to odpuść.Mało znam mężczyzn nielubiących tej przekąski.Nasza nacja nie je lecz zakąsza.Dziewięć tygodni byłem bez internetu (po za Krakowem).Samo nadrabianie zaległości (czytanie ulubionych blogów)też trwało.

      Usuń
  3. to pomieszczenie jest przesliczne - czekam na reszte zdjec no i kuchnia holenderska - juz sie ciesze dobrze ze mam Cie na '''bocznym pasku moich blogow'' to na pewno nie przegapie:))))))))))))))))))))))))) pozdrawiam pa

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziekuję kochana za przedstawienie książki na pewno przeczytam już wrzucona na wish listę na Amazonie :)

    Nie mogę się doczekać fotorelacji a także Twoich gastronomicznych wycieczek \


    A co do jutra ohhhh jakże bym chciała by jutro był dla mnie dniem dobrej wiadomości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam kiedyś, że przewagą kobiet nad facetami jest to, że to właśnie my baby potrafimy się cieszyć naprawdę małymi rzecami. Mi też fajna knajpka naprawdę potrafi zaczarować nastrój!
    Wypatruję krzaczka z cytrynkami!!! Tymczasem ja szukam coś z motywem kurki bo bardzo mi się ten motyw podoba:)))
    Nowy cykl brzmi super! Mnie zawsze, nie ukrywam, bardzo ciekawi, co dany naród je na śniadanie??? Bo ja jestem śniadaniowym potworem!!:DDD
    No i będę Cię oczywiście męczyć i napastować nad postem do "Szminki", a może właśnie coś kulinarnego??
    Ściski i do poczytania!!!!:*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... śniadaniowy post to niezły pomysł, bo dla niektórych obcokrajowców elementy holenderskiego śniadania potrafią być nieco zaskakujące ;) Tekst dla Szminki prawie gotowy,a wczoraj urządzałam polowanie na zdjęcie, także spodziewaj się na dniach maila ;) aczkolwiek teraz to i więcej tematów przyszło mi do głowy

      Usuń
    2. Wow!!! Nie mogę się więc doczekać! Bardzo się cieszę na ten tekst do Szminki!

      A co jedzą Holendrzy na śniadania ?? - naprawdę bym z chęcią przeczytałam. Ja osobiście poprostu wielbię śniadania!

      Usuń
    3. Właściwie to jedzą głównie... chleb! Ale potrafią do kanapki załadować co tylko znajdą pod ręką, nawet czekoladową posypkę ;)

      Usuń
  6. czekam nie cierpliwie, bo holenderska kuchnia jest doś specyficzna o czym pisałaś wcześnie a`propo szparagów :]
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam u Ciebie zaległości Justine... I u innych i u siebie... Ach, jakoś tak się dziej, że nie mam na nic czasu.

    Bardzo ciekawy i ciepły post. Dodam, że ja też kocham jesień - chyba bardziej niż lato. Lubię takie same ubrania ja ty - nadal dość lekkie, ale już szaliczek, sweterek, botki... Jako, że nie lubię upałów, bikini itp - ciepła jesień to dla mnie ideał natury. I jej barwy. I te krótsze dni też mają swój urok!

    Pomidorki - cudowne!

    Ah - Em pracuje teraz dla firmy z siedzibą w Holandii i niebawem znów tam leci. Jak widać wrócił po części na stare śmieci. Szkoda, że nie mogę kiedyś wyskoczyć z nim na weekend... ech.

    Pozdrawiam i czekam na post w związku z tym wypadem z teściową, bo zapowiada się super sądząc po fotce!

    OdpowiedzUsuń
  8. ależ miło się zrobiło, już się ciesze na złota holenderską jesien i przepisy holenderskiej kuchni....super się zapowiada..:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...