poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Fistaszki i popcorn

Weekend jest dla nas zazwyczaj czasem relaksu, planowania i spotkań towarzyskich. Ten przebiegł dokładnie według takiego schematu. Spanie do późna, włóczenie się po sklepach, szukając wyposażenia do naszego nowego kurnika, który odbieramy za miesiąc oraz wieczorne wyjścia na miasto. 

Dawno już nie byliśmy w kinie, a że grają ostatnio parę może nie bardzo ambitnych, ale nafaszerowanych szybką akcją i efektami specjalnymi filmów, wybraliśmy się na "Gniew tytanów". Mityczne stworzenia, elementy greckiej mitologii, dużo efektów specjalnych w 3D... Długo nas przekonywać nie trzeba było. W końcu kto powiedział, że powinno się oglądać tylko poważne filmy z głębokim przesłaniem. Czasem tania rozrywka też jest wskazana :) Odwieczny dylemat przed spektaklem: popcorn słodki czy słony? A potem w przerwie (tak, w Holandii w kinach robią przerwę w połowie filmu... palacze się cieszą, pijący dużo coli też, a ja jestem delikatnie tym faktem  poirytowana) moja sugestia "Weź pusty ten kartonik i go wyrzuć!", spotykająca się ze sporym zdziwieniem Maurycego. No bo czemu niby którekolwiek z nas miałoby zaprzątać sobie głowę takimi bzdurami, jak nie zostawianie śmieci w kinie? Przecież ktoś z obsługi zrobi to po filmie! Płacą im w końcu za to. Przynajmniej tak to wygląda z holenderskiej perspektywy. W polskich kinach personel też sprząta sale kinowe, ale mimo to zawsze staram się zostawić po sobie porządek. Kwestia kultury, czyż nie? Ach co ja tam wiem...

To był dopiero początek. Po filmie spotkaliśmy się ze znajomymi w bardzo popularnym pubie Samson. Miejsce znane chyba przez każdego mieszkańca Nijmegen. Nosiłam się z zamiarem odwiedzenia tego baru jeszcze zanim się tu przeprowadziłam, ale jakoś nigdy nie wychodziło mi to. Za każdym razem, gdy przechodziłam obok, bez względu na porę dnia czy roku, zawsze wewnątrz oraz przy stolikach na świeżym powietrzu siedziało sporo osób. A że ja jestem z natury płochliwą istotą, ów tłum mnie skutecznie onieśmielał. Ale oto nadszedł ten dzień, kiedy wreszcie przekroczyłam próg legendarnego Cafe Samson! 

I z miejsca rzucił mi się w oczy straszny bałagan na podłodze wokół stolików. Z początku nie mogłam zidentyfikować tych drobnych, jasnych biało-beżowych paprochów. Wstępnie zignorowałam nieporządek. Jakimś cudem udało nam się znaleźć dość duży wolny stolik, zamówiliśmy piwa (każdy inne), a koleżanka przyniosła nie wiadomo skąd, miseczkę fistaszków do łuskania. I nagle, obserwując moich współtowarzyszy, stało się dla mnie jasne czym są owe "paprochy" i skąd się wzięły w takiej masowej ilości na ziemi. Wszyscy łuskając orzeszki, łupinki rzucali na podłogę, jakby nigdy nic. Patrzyłam na nich przez chwilę z niedowierzaniem. Czy oni naprawdę uważają takie śmiecenie w knajpie za najnormalniejszą na świecie rzecz i wogóle ich to nie rusza? A obsługa spokojnie na to patrzy i nawet się nie krzywi?? W Polsce zaraz by Cię za takie zachowanie ktoś zlinczował (przynajmniej spojrzeniem). Łupinek w całym pubie było mnóstwo, bo zaraz przy barze znajduje się ogromny kosz z fistaszkami i miseczki, żeby się samemu do woli obsługiwać. Ot taka tradycja danego miejsca. A ja dalej jestem w szoku, bo Holandia kojarzyła mi się do tej pory z krajem dość czystym i uporządkowanym... 

3 komentarze:

  1. ale przerwa w trakcie filmu to nawet dobry pomysl -mi by sie podobalo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fakt, że czasem się bardzo przydaje, ale bardziej mnie irytuje... Po masowej ilości reklam w telewizji, przynajmniej w kinie mam nadzieję na obejrzenie całego filmu bez przerywania. Wyobraź sobie moją reakcję, kiedy po raz pierwszy byłam tu w kinie: "Co? To już?! Że niby tak się film kończy?!!"

      Usuń
  2. no nie! ja bym nie mogła tak z tymi łupinkami! krótko mówiąc - szok!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...