piątek, 16 grudnia 2011

Koniec języka za przewodnika

Parę dni temu skończyłam moją pierwszą książkę do nauki holenderskiego, tym samym teoretycznie osiągając poziom A1. Podkreślam słowo teoretycznie, gdyż przez wszechobecny język angielski rozumienie ze słuchu oraz mówienie idzie mi bardzo mozolnie. Z czytaniem i pisaniem nieco lepiej. Bardzo powoli, ale robię pierwsze kroczki do przodu. Zaczynam nawet poprawnie wymawiać (choć nie zawsze) okrutne holenderskie głoski, jak gardłowe "g", które dla mnie brzmi jak "hrrr" tuż przed splunięciem (przepraszam, za nieapetyczne porównanie, ale ono chyba najlepiej obrazuje ów dźwięk). Zmorą jest nadal dźwięk "ui", którego nie jestem w stanie zrozumieć... Niby jak "au", ale jednak inaczej.

Wiem też, że od przyszłego roku będę mogła zacząć prawdziwy kurs językowy dzięki finansowemu wsparciu urzędu miasta. Podanie do Inburgering złożyłam zaraz po przyjechaniu do Nijmegen, natomiast przez różne formalności, o których wspominałam wcześniej, dopiero w poniedziałek otrzymałam zaproszenie na spotkanie (a jakże! w Holandii nic nie może odbyć się bez wcześniej umówionego spotkania), na którym przedstawione zostaną mi warunki oraz możliwe formy edukacji. Jedyny problem w tym, że spotkanie wyznaczono mi na przyszły poniedziałek o godzinie 14:00, a tego samego dnia, dwie godziny później mam samolot do Polski z Eindhoven, które jest w odległości mniej więcej półtorej godziny drogi publicznymi środkami transportu. Z tej  racja, taka opcja odpada. Dzwoniliśmy do Inburgering już parę razy w tym tygodniu z prośbą o przełożenie spotkania. Dalej nie znam nowej daty, więc najprawdopodobniej odbędzie się ono po Nowym Roku. Zapytacie, dlaczego tak panikuję, nachodzę ich i wydzwaniam? Otóż dlatego, że z wiarygodnych i potwierdzonych źródeł wiem, iż budżet na kursy dla emigrantów kończy się z tym rokiem w większości (o ile nie wszystkich) holenderskich miast, w tym Nijmegen. Dla uspokojenia dowiedzieliśmy się wczoraj, że nie muszę się martwić: nawet jeśli umowę podpiszemy w 2012 roku i tak się załapię, bo już mnie zarejestrowano i włączono w tegoroczny budżet. 

A skoro już jesteśmy przy kwestiach językowych, to przytoczę jedną z moich holenderskich wpadek. Podczas pewnej kolacji rodzinnej w restauracji w trakcie posiłku poprosiłam kelnerkę o wodę. Ta chcą się upewnić o jaką wodę mi chodzi zapytała czy gazowaną. Odruchowo odpowiedziałam po angielsku "Still!" [w tym kontekście, ang. niegazowana] dodając do wypowiedzi poziomy gest ręki mający obrazować brak bąbelków. Kelnerka popatrzyła na mnie zmieszana i czym prędzej zniknęła na zapleczu, a Rainier (chłopak Lizy) wybuchnął śmiechem. Nie bardzo rozumiałam o co im chodziło, dopóki parę tygodni później nie trafiłam w podręczniku na nowe słówka w trybie rozkazującym. Jak się okazało "Stil!" w języku holenderskim oznacza "Cisza!". Wyszło na to, że kazałam kelnerce się zamknąć, a dosadny gest ręki wcale nie pomógł w poprawnej interpretacji... 

5 komentarzy:

  1. Wpadki językowe są naprawdę zabawne... kelnerka musiała być co najmniej zdziwiona ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. podobno język polski jest jednym z trudniejszych do nauczenia (nie tylko dla obcokrajowców)
    holenderski? piękna egzotyka na wyciągnięcie ręki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak, nauka języka potrafi przysporzyć problemów. Ja mam cały czas problem z przystosowaniem się do wymowy American English, jako że w szkole uczono mnie British English. Pamiętam, jak kiedyś chciałam zamówić gorącą herbatę, a kelnerka za nic nie mogła mnie zrozumieć, gdyż zamiast "hat" uparcie mówiłam "hot"...

    OdpowiedzUsuń
  4. fajny blog ;)

    fajny blog ;)

    Zachęcam do wzięcia udziału w moim rozdaniu ;)

    http://aieaa.blogspot.com/2011/12/rozdanie-nowy-link.html

    (sorki za jakość zdj. ;p )

    pozdrawiam, Aieaa ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję! Po opanowaniu holenderskiego otworzą się także bramy na dialog z posługującymi się afrikaans Burami afrykańskimi. ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...