czwartek, 27 grudnia 2012

Pociągiem na święta

Leżę otulona kocykiem z twarzą wlepioną w okno. W koło panuje cisza i tylko miarowy stukot kół powoli utula mnie do snu. Za oknem w ciemności szybko mijają bardziej lub mniej oświetlone miast. Wjechaliśmy właśnie w jakąś dużą plamę światła. Zatrzymujemy się na stacji i słyszę jakieś niemieckie pokrzykiwania. To Kolonia. Jest wpół do drugiej. Przed nami jeszcze cała noc. 

źródło: wikipedia
W tym roku postanowiliśmy na święta do Polski wybrać się... pociągiem. Ceny biletów lotniczych były kosmiczne (choć na dobrą sprawę doliczając pociągi relacji Warszawa-Kraków-Warszawa nie wiele zaoszczędziliśmy), ale przede wszystkim terminy wylotów nam nie pasowały. Dlatego postawiliśmy na ten tradycyjny, nieco nostalgiczny środek transportu jakim jest kolej. W końcu czemu by nie zrobić czasem czegoś nieco innego. Taka mini przygoda. Pociąg kojarzy mi się w podróżami z czasów dzieciństwa. Przygotowując się do takiej podróży wie się, że potrwa to długo, więc nikomu się nie spieszy i można się zrelaksować. Jak dla mnie pociąg ma w sobie coś romantycznego, jakby z innej epoki. Kiedy inni współpasażerowie już śpią można wyciszyć umysł, wsłuchać się w stukot kół i przyglądać umykającym za oknem krajobrazom. Taki nocny kalejdoskop. Bez pewnej wrażliwości i owego wyciszenia podróż pociągiem może być strasznie uciążliwa. Dla mnie to coś więcej niż jedynie środek transportu. 


Nasz pociąg złapaliśmy w Arnhem. Dwie kuszetki w przedziale 6-osobowym. Za współpasażerów przypadła nam polska studentka ekonomii studiująca w Amsterdamie, postawny mężczyzna, który większość czasu spędził w innej części pociągu, a w przedziale tylko przespał się parę godzin od czasu do czasu pochrapując oraz Matka-Polka z małymi bliźniaczkami z zaburzeniami tożsamości (jedna z dziewczynek ewidentnie przekonana była, że jest pieskiem, bo przez blisko dwie godziny skakała po łóżku, szczekając i wyjąc do księżyca, tudzież laptopa). Na dzień dobry Maurycy zagadując dzieciaki trochę je rozzuchwalił i potem nie chciały iść spać, doprowadzając swoją matkę do lekkiego szału. Ja nie wiedziałam czy się śmiać (z niedorzecznych dialogów trzylatki) czy modlić się, żeby mała się zmęczyła i poszła spać (po mnie rozpraszała i czytać nie mogłam). Na szczęście jak w pewnym momencie jak zasnęły, tak potem grzecznie spały przez całą noc. 

Odniosłam wrażenie, że cały pociąg, a przynajmniej nasz wagon jest wybitnie polski. Ze wszystkich strony, zza ścian, z korytarza, z peronów dochodziły mnie jedynie polskie rozmowy. Nawet konduktor był Polakiem. I jeden biedny Maurycy w środku tego wszystkiego, usiłujący przeprowadzać wywiad wśród pasażerów pod tytułem "Jak mieszka Ci się w Holandii?". Do Warszawy dotarliśmy pół godziny przed czasem, więc udało nam się jeszcze załapać na wcześniejszy TLK do Krakowa. Miała nosa, żeby nie rezerwować nic wcześniej przez internet. Kolejna przyjemna parogodzinna podróż umilana rozmowami z innymi pasażerami. Nasz przedział był dość umiędzynarodowiony, bo choć poza Maurycem wszyscy byli Polakami, to rozsiani po Europie, właśnie wracający na święta. Przyjemnie i gorąco... oj grzeją w tych naszych pociągach. Dla tak ciepłolubnej istoty jak ja, to w sam raz, ale Mauryc mało się przez całą drogę nie roztopił. 


W Krakowie pojawiliśmy się o czasie. Przyznam, że pod wrażeniem byłam, spodziewając się po polskiej kolei co najmniej parominutowych opóźnień. A tu zaskoczenie. Pewnie przez to, że śniegu też tyle co kot napłakał. Teraz pozostało już tylko wskoczyć w ostatni pociąg, by po godzinie nędznego, powolnego turlikania się dotrzeć do naszej ostatniej stacji, na której tata czekał już w samochodzie. Tak oto dojechaliśmy do Polski na święta. Czterema pociągami, z trzema przesiadkami i po blisko 21 godzinach. Trochę zmęczeni, głodni, ale zadowoleni z naszej małej wyprawy. 

9 komentarzy:

  1. Wspaniała podróż :)

    I... jak to dojechaliście do Warszawy aż pół godziny przed czasem? Jesteś pewna? Tysiące kilometrów przejeździłam pociągami i jeszcze mi się to w Polsce nie zdarzyło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak, sama się dziwiłam... Ja i inni pasażerowie. Jakiś cud bożonarodzeniowy chyba ;)

      Usuń
  2. Rzeczywiście tak długa podróż potrafi albo wyciszyć albo wkurzyć, zależy od temperamentu :) Mnie też by cieszyła chyba, zwłaszcza że bez jakiś ekscesów się obyło po drodze. A w domu jak długo byliście/jesteście? Te 21 godzin na ile dni pobytu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to może zabrzmię teraz trochę irracjonalnie, ale po 21 godzinach podróży spędziliśmy w domu 2,5 dnia i ruszyliśmy w podróż powrotną... kolejne 21 godzin :D

      Usuń
  3. To odbyliście prawie,że podróż w czasie:)Gratuluję. Chociaż ja swego czasu odbyłam podróż pociągiem 36h więc jeszcze nie było u Was tak źle. Ale poświęcenie godne bohaterów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to do 36h jeszcze nam brakuje... to dopiero musi być wyzwanie. Choć przyznam że marzy mi się podróż Koleją Transsyberyjską ;)

      Usuń
  4. aaaa jaka romantyczna podróż.....uwielbiam pociągi..:) Za dwa tygodnie będę jechać do Londynu i już nie mogę się doczekac..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No no, to życzę przyjemnej podróży i może też jakaś relacja się trafi :> :)

      Usuń
  5. Podróż życia, a mina Maurycego - ge-nial-na!!
    Kocham kolej, choć ja stawiam na autokary :]
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...