wtorek, 18 grudnia 2012

Kocie królestwo

Jak obiecałam wczoraj na facebook'owym fanpage'u, tak dziś robię. Porozmawiajmy więc o kotach.

Uwielbiam koty! Są najcudowniejszymi stworzeniami pod słońcem... takie egoistyczne, leniwe i przebiegłe. Wiercę Maurycemu dziurę w brzuchu, żebyśmy jakiegoś sierściucha przygarnęli, ale on choć pała taką samą miłością do tych zwierząt co ja, uparcie mi odmawia. Ostatecznie nie chce więzić kota cały czas w mieszkaniu, a 4 piętro średnio sprzyja samodzielnym spacerom pupila. Chyba, że nauczylibyśmy go korzystać z windy i domofonu. 

Z braku laku, latem zaprzyjaźniliśmy się z okolicznymi kotami. Parę minut piechotą od kurnika jest dość nędznie zagospodarowany skrawek "zieleni" z pojedynczymi badylkami, które jak zakładam, kwiatami miały być. Róg ten umiłował sobie mały koci gang, który często gęsto wyleguje się między owymi badylkami. Większość z nich jest nieśmiała i nie chce się z nami bawi. Raczej ucieka. Jeden tylko rudzielec sobie nas upodobał i za każdym razem, gdy nas zauważy biegnie w naszą stronę niemiłosiernie się wydzierając, jakby chciał powiedzieć: "I gdzieście znowu się podziewali! Tyyyyyle czasu, kto niby ma mnie porządnie wyczochrać?! Co za służba!", po czym przylega do naszych nóg niczym bluszcz do muru w oczekiwaniu na głaskanie. 




Nie wiemy czy owe koty są bezdomne, czy to tylko takie miejsce ich spotkań i trochę się martwiliśmy nadchodzącą zimą. Ostatnia wizyta w kocim zaułku jednak upewniła nas, że koty mają się świetnie i bynajmniej nie wyglądają ani na głodne, wybiedzone czy też zmarznięte. Generalnie holenderskie koty sprawiają wrażenie jakichś takich... większych. Przez ostatni rok nie widziałam chyba ani jednego chudego sierściuszka. Ewidentnie są dobrze karmione i wiedzą jak sobie radzić. Są też dość leniwe i bezczelne. Na niektórych osiedlach wcale im się nie spieszy z przechodzeniem przez ulicę. Oczekują (i najwyraźniej ich żądania są spełniane), że każdy samochód zatrzyma się i zaczeka, aż czworonóg zechce przetransportować swój szanowny futrzany zad. Może nawet ktoś pogłaska?...

Typowo holenderski kot: dobrze odżywiony i niezwracający na nikogo uwagi
Swoistym fenomenem jest niezwykle spasiony kot z pobliskiego baru. To tak zwany kroeg kat, czyli kot barowy. Cóż to za genialny instytucja! Kot barowy! Przesiaduje tam godzinami i do złudzenia przypomina Garfielda. Zapewne żywią go tam kawałeczkami kiełbaski, szyneczki, może nawet bitterbollen i piwem (nie zdziwiłabym się). Ponoć takie koty barowe są dość częstym zjawiskiem w Holandii. I słusznie! Każdy szanujący się bar kota powinien mieć. 

Na zakończenie podzielę się tylko jeszcze jedną drobną obserwacją. Koci język z pewnością nie jest międzynarodowy. Ilekroć wołam jakiegoś futrzaka, w ogóle nie reaguje. Jakby mnie nawet nie słyszały. Natomiast nasza rozbrykana zgraja w Polsce identycznie ignoruje nawoływania Maurycego. W sumie bardzo im się nie dziwię. Odgłosy jakie on wtedy wydaje przypominają jakby nieudolne próby przesłania soczystego całusa. Może Mauryc po prostu nie jest w typie naszych polskich kotów? Czy to znaczy, że będę musiała też nauczyć się kociego-holenderskiego?? ;)

7 komentarzy:

  1. Justynko znam mnostwo kotow czysto domowych i uwierz mi nie czuja sie wiezione jak chcesz to mozesz z nim w szelkach wychodzic plus kot domowy to mniejsze ryzykobjego chorob etc.

    Moje koty sa bardziej domowe niz wychodzace i nie narzekaja na niedobor wrazen ;-) maja drapak mnostwo zabawek tunele etc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo powtarzam Maurycemu, ale on jest wybitnie pro-wolnościowo-swobodowy dla zwierząt. Zobaczymy jak to będzie, znajomy obiecał mi kota na urodziny :D
      Natomiast szelki? Uważam je za dziwaczny twór cywilizacji uwłaczający kociej godności. Inne koty by się z niego śmiały! ;)

      Usuń
    2. Powiem Ci, że ja wcześniej szelek też nie wyobrażałam sobie kotu zakładać ale są bardzo uzyteczne np jeden z moich kotów ma potworną chorobę lokomocyjną i do tego klaustrofobię więc on w kontenerku to co najwyżej 15 minut przejedzie więc mamy szelki i specjalne zapięcie do pasów i królewicz sobie siedzi bezpieczny na tylnym siedzeniu, w spacerach jak na początku zapoznawaliśmy się z okolica i poznawał drogę do domu tez pomocne :)


      A co do języka kociego to mój starszy kot wychowany tylko w języku polskim reaguje na kici kici ale młodszy wychowany w dwujęzykowym domu reaguje tylko na cmokanie :)

      Usuń
  2. Sznupek to typowy kocur i uwierz mi, gdyby nie musiał to by wogóle na zewnątrz nie wychodzil, w domu mu najlepiej...:) Musisz mocniej Maurycego przycisnąć o tego kotka..:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och jak ja cie rozumiem. Przez lata mialam tylko mieszkania i chcialam miec kota. A teraz mam 5 domowych i drugie tyle podworkowych w mojej oludniowej Arkadii na wsi. No ale tam maja tyle miejsca i drzew i dachow, ze nawet pulk kotow moglby bawic sie w podchody :)

    Pare dni temu po raz pierwszy pisalam i moich kotkach . Zobacz jakie slodkie

    http://notatkiniki.blogspot.be/2012/12/koty-domowe-prezentacja.html

    Wierze, ze przekonasz Maurycego albo do kota albo do przeprowadzki do odpowiedniego lokalu z "wybiegiem" (i kota)...

    Moze jak zaczniesz od drugiej opcji, to zgodzi sie z ulga na samego kota? :)

    Pozdrawiam serdecznie z "sasiedztwa", czyli Brukseli

    Nika

    OdpowiedzUsuń
  4. o widzisz ja tez zauwazylam ze w niemczech inaczej wolaja na kotki - cos jakby ''''nasss nasss''' swietny wpis :)) no coz trzeba sie i tego nauczyc:))))))))))))))))) buziaki pa

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszałam kiedyś, że wołając na kota/psa/kurę po polsku w innym kraju (i odwrotnie), raczej nie powinniśmy się spodziewać, że ów zwierzak zareaguje. Przekonałam się o tym w Niemczech i Hiszpanii.

    A kot barowy - musi być boski! Takiego chcę mieć! :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...