Jak wspominałam w przedostatnim wpisie, podczas ostatniego roku wiele nauczyłam się na temat rowerów. Nie zrozumcie mnie źle, przybywając do Holandii umiałam już dobrze jeździć na rowerze ;) Powiem więcej, bardzo lubiłam jeździć w lecie po okolicznych górkach i pagórkach (co prawda wolałam te płaskie trasy, ale w moich rodzinnych stronach jest raczej pagórkowato). Być może moja nabyta wiedza wyda się dziwna, zabawna, ale w Holandii sprawdza się doskonale! ;)
A więc przygotujcie się, oto 5 SEKRETÓW ROWERZYSTY:
- W Królestwie Niderlandów rower jest bardzo powszechnym środkiem transportu. Jeździ się na nim w pojedynkę, z dziewczyną/chłopakiem (rzadziej)/koleżanką na bagażniku, z dziećmi (tak tak... liczba mnoga nie jest pomyłką) na siodełkach. Nie ma takiej rzeczy (o gabarytach nie większych niż sam rowerzysta), której nie dało by się przetransportować na rowerze. Wozić można niemal wszystko: zakupy, książki, innych ludzi, skrzynki piwa, meble, kwiaty, zwierzęta... Jedyne czego nam trzeba, to wprawa, solidne zapięcie i dobra równowaga ;)
- Ubiór jest szalenie ważny. I nie mam tu na myśli sportowego wdzianka, gdyż roweru używamy na co dzień w drodze do szkoły, pracy, na imprezę, zakupy, gdziekolwiek. W obronie przed deszczem i wiatrem warto zaopatrzyć się w foliowe poncho lub dobry przeciwdeszczowy płaszczyk. I kozaki! Koniecznie... przemoczone nogawki dżinsów nie są przyjemne. Ale co ciekawe... ostatecznie odkryłam, że na rower doskonale nadają się... szpilki! A przynajmniej buty na wysokim obcasie. Dlaczego? O ile nie ma się typowego dla Holendrów wzrostu (w przybliżeniu 2 metry), zatrzymując się na każdych światłach i skrzyżowaniu, trzeba zeskoczyć z siodełka. O ile wygodniej jest podeprzeć się obcasem sięgającym ziemi, czyż nie? A jeśli mamy płaskie buty i niewielki wzrost? Zatrzymuj się zawsze jak najbliżej chodnika... krawężnik Twoim przyjacielem ;)
- Podczas nauki jazdy samochodem przeklinałam plac manewrowy i parkowanie tyłem. Moja bratowa nienawidziła "koperty". Do dziś nie znoszę tego typu parkowania, ale też dzięki pobytowi w Holandii uświadomiłam sobie coś: plac manewrowy to kaszka z mleczkiem w porównaniu z parkowaniem roweru w zatłoczonych miejscach jak uniwersytet, urząd miasta, centrum, dworzec kolejowy. Wszędzie tam gdzie są parkingi dla rowerów i wielu rowerzystów. Zaparkować to może jeszcze nie taki wielki problem, o ile uda nam się znaleźć wolne miejsce, ale później wyciągnąć swój pojazd stamtąd... to sztuka wymagająca sprawności cyrkowca, sprytu, a czasem pomocy osób trzecich. I zawsze tak szarpiąc się z własnym rowerem zastanawiam się, czy nie wyglądam czasem na złodzieja... ;)
- Wyobraźcie sobie taką sytuację: macie umówione ważne spotkanie. Ubieracie się ładnie, stosownie do okazji, wychodzicie odpowiednio przed czasem, żeby się nie spóźnić, ani nie dojechać zdyszanym. Odpinacie 10 łańcuchów chroniących Wasz rower, już chcecie na niego wskakiwać, aż tu nagle: FLAK! I świat się walki w oka mgnieniu. Do wyboru albo łatać lub/i pompować dętkę (i zapewne się pobrudzić), albo lecieć na autobus (i się zdyszeć). Tak czy tak na czas pewnie już nie dotrzecie. Na szczęście w Holandii sflaczała dętka w rowerze jest doskonałym i zawsze usprawiedliwiającym wytłumaczeniem spóźnienia. Do tego stopnia, że jest to jedna z najpowszechniejszych wymówek (przynajmniej wśród uczniów) ;)
- Ścieżki rowerowe ciągną się kilometrami. Państwo w ten sposób stara się zachęcać mieszkańców do korzystania z rowerów, zamiast samochodów. Troszczą się o ich bezpieczeństwo. I to do tego stopnia, że jeśli dojdzie do kolizji roweru z samochodem, wina zawsze leży po stronie kierowcy. Nigdy rowerzysty, nawet jeśli to on jest rzeczywistym sprawcą. Rowerzyści mają pierwszeństwo, a samochody posłusznie je przepuszczają. Oczywiście nie znaczy to, że teraz wszyscy użytkownicy jednośladów powinni wymuszać na samochodach pierwszeństwo i nie uważać na drodze. Bynajmniej nie, w końcu co to za przyjemność zostać potrąconym. Na pocieszenie... prawo jest po ich stronie.
Źródło |
"K*** mać, flak!" doskonale obrazuje te emocje. źródło |
mi w Hiszpanii brakuje wlasnie rowerow-niestety warunki tutaj nie sa zbyt dobre, co prawda w miescie mozna wyporzyczyc rowery, ale jezeli nie mieszka sie w centrum to kicha...
OdpowiedzUsuńPunkt drugi: ja kurdupel kocham wszelkie krawężniki :] Co do pierwszeństwa: o tak rowerzysta rzecz święta, można z rowerzystą wygrać tylko jeden raz jeśli znaki nakazują mu ustąpic pierwszeństwa, tak to pozamiatane, ewidentna wina kierowcy.
OdpowiedzUsuńTrzeba dodać, że jest bezpieczniej niż w pl, przynajmnie na środku drogi nagle nie wyskoczy ci babcia - czego niecierpie :]
Pozdrawiam
Co prawda to prawda, można spokojnie jeździć i każdy na drodze uważa. I tak szczerze powiedziawszy też zawarłam pakt z krawężnikami ;)
UsuńMój ukochany wciąż namawia mnie na podróż rowerami, które zresztą są tutaj wspaniałym środkiem komunikacji miejskiej. Niemniej jednak jestem absolutnie przerażona koncepcją rowerową w moim wydaniu.
OdpowiedzUsuńOj zdecydowanie powinnaś dać się namówić! Wycieczki rowerowe to świetna sprawa!
Usuńojjj ale ciezko sie autkiem jezdzi po Hollandii wiem bo czasem tam jestem to masakra...
OdpowiedzUsuńTeż jeździłam na obcasach, rzeczywiście jest to o dziwo wygodne :) A co do dziury w dętce to jest taki proszek w spray'u do napompowania ekspresowego w sytuacjach nagłych, na jakiś czas zalepi dziurę, jak znajdę to napiszę o tym :)
OdpowiedzUsuńpoproszę tekst o spray'u :) Wiem, że mój tata takowego używał, tyle że do samochodu, jak mi w moim rumaku powietrze zeszło ;)
UsuńJestem zapaloną rowerzystką ale w pl. i niestety muszę powiedzieć że zazdroszczę rowerowej mentalności holendrów,bo u nas jestem traktowana jak intruz na drodze no i trasy też niestety wiele do życzenia pozostawiają.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Polski :)
Pozdrawiam, pozdrawiam i serdecznie witam :D Cóż tu rzecz... też się w Polsce na drodze czułam jak intruz, ale kto wie, mooooooże w przyszłości. Powoli coś się próbuje zmieniać z tego co w wakacje widziałam.
UsuńO jaki super blog o Holandii! Uwielbiam ten kraj, bywam w nim w celach zarobkowych, ale zarówno ludzie jak i okolice w których przebywam b.przypadły mi do gustu, dlatego chętnie w okolicach Venlo znowu wyląduję ^^ wracam do lektury :)
OdpowiedzUsuńO cieszę się bardzo i zapraszam do rozgoszczenia się :) Lubię jak inni mają podobne odczucia co ja co do Holandii i Holendrów :)
UsuńPod twierdzeniem, że w butach na obcasach świetnie jeździ się na rowerze mogę podpisać się obiema rękami! Ostatnio miałam okazję testować koturny i nie jest źle, większy problem sprawiała spódnica do kolan. Niestety osobiście częściej mam okazję jeździć w gumiakach niż w butach na obcasie :) Pozdrowienia z Reykjaviku!
OdpowiedzUsuńPotwierdzam! Musiałam garderobę nieco przeorganizować, bo proste spódnice i sukienki kompletnie się nie nadają na rower (chyba, że są super-duper elastyczne i nie podsuwają się). Najlepiej sprawdzają się te luźniejsze i o kształcie litery A :D A gumiaki to i mi by się przydały :)
Usuńuwielbiam rower, ale niestety nadchodzi zima i będzie trzeba utrzymać wstrzemięźliwość :) chociaż znam takich co i w zimę jeżdzą:)
OdpowiedzUsuńNo tutaj zima nie jest wymówką... ;) Jeździ się caaały rok, czy śnieg, deszcz, wiatry czy słońce :)
Usuń