O złośliwy losie... ledwo dałeś mi nadzieję i już ją odbierasz!
Wczorajszy dzień upłynął mi pod znakiem wielkiej ekscytacji i podniecenia. Dostałam telefon z pewnej dużej, znanej firmy z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną w środę rano. Mój pierwszy job interview w Holandii i pierwsza poważna praca w moim życiu! Skakałam z radości i spędziłam całe popołudnie na dokształcaniu się z zagadnienia, o które miało opierać się stanowisko. Maurycy szalał. Nie widziałam go tak szczęśliwego już od jakiegoś czasu. Wszyscy się cieszyli, trzymali kciuki. Męska część naszego kurnika zaczęła kalkulować codzienne dojazdy do Amsterdamu, perspektywy i podatek (trochę się zapędzili, ale oni już tak mają i najwyraźniej ich to cieszy).
Wszystko pięknie i obiecująco. Dziś dalszy ciąg przygotowań do owej rozmowy, a tu nagle telefon od działu rekrutacji:
"Dzwonię w sprawie Twojej jutrzejszej rozmowy kwalifikacyjnej. Bardzo mi przykro Cię poinformować, ale musimy odwołać spotkanie. Pozycja na którą aplikowałaś została zamknięta z przyczyn finansowych. Jak tylko będzie ono znowu dostępne skontaktuję się z Tobą natychmiastowo. Przepraszam i życzę powodzenia"
Buuu!... A już było tak blisko. Nadzieja przyszła i odeszła. No cóż, pozostaje tylko na tracić ducha i szukać dalej. Jak to moja mama mi powtarza: "Gdzieś tam jest idealna praca, która na Ciebie czeka!"
I tego będziemy się trzymać szukając jej dalej.
I tego będziemy się trzymać szukając jej dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz