Siedzimy wszyscy razem w samochodzie teścia, który zabrał mnie i moich rodziców na małą wycieczkę krajoznawczą, podczas ich krótkiej wizyty. Niby jestem przyzwyczajona już do sposobu jazdy Holendrów po drogach wiodących szczytem wału przeciwpowodziowego, jednak nie znaczy to, że czuję się z tym komfortowo. Ukradkiem zerkam na rodziców siedzących z tyłu. Mama nerwowo ściska torebkę jedną ręką, Drugą rękę zacisnęła na uchwycie drzwi. Tata niby opanowany, ale z lekkim niepokojem spogląda na skraj drogi, za którym zaraz następuje strome zbocze grobli. Oho, czyżby mu się włosy nagle zjeżyły? Ach tak, wał zaczyna winąć się wężykiem, a teść bynajmniej nie zamierza zwalniać przy zakrętach. Ledwo zwalnia mijając się z pojazdami jadącymi z na przeciwka. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że to wariat.
Dla Holendrów wał to niby nic nadzwyczajnego (poza oczywiście ogromnym powodem do dumy). Napotkać je można niemal na każdym kroku, wzdłuż każdej rzeki, na wybrzeżach... Wiodą nimi normalne drogi lub ścieżki rowerowo-spacerowe. Wał przeciwpowodziowy w Holandii to niemal codzienność, stały element krajobrazu i... tak naprawdę konieczność.
Święta Bożego Narodzenia w tym roku były "po wodzie". Efekty tego jeszcze dziś widać gdzieniegdzie |
Duży obszar Holandii leży nie dość, że w depresji, to jeszcze posiada bardzo gęstą sieć rzeczną. Szczególnie po wielkiej powodzi w 1953 roku zaczęto kłaść jeszcze większy nacisk na ochronę przed zalaniami. Mieszkam w Holandii może zaledwie rok z haczkiem, jednak już parę razy widziałam, jak bardzo są one potrzebne. Każdy dłuższy okres deszczowy (a pogodę mamy tu naprawdę podłą), topnienie śniegu na wiosnę (lub w styczniu/lutym, bo czemu nie?), nawet jeśli mówimy o śniegu w Niemczech i Francji, zasilającym wody Renu, wszystko to skutkuje zauważalnym podniesieniem się poziomu wody.
Możemy generalnie rozróżnić dwa rodzaje wałów: letni (zomerdijk) i zimowy (winterdijk). Jak łatwo się domyślić, zimowy jest znacznie wyższy i to on stanowi główną osłonę przed wodą. Pomiędzy nimi znajduje się obszar zwany uiterwaard, gdzie gromadzi się wysoka woda. Są to po prostu mniejsze lub większe łąki, gdzie często pasą się krowy i konie. W końcu kto uprawiałby cokolwiek na obszarze zagrożonym regularnymi zalaniami.
Zomerdijk odzielający rzekę Waal od niedawno zalanego uiterwaard |
Schemat budowy wałów przeciwpowodziowych. Źródło: wikipedia |
Latem i wiosną jest to naprawdę przyjemny teren do spacerowania: zielono, spokojnie, z rzeką w tle... tak sielsko. Sam wał natomiast stanowi niezwykle malowniczy i ultraholenderski element krajobrazu, po którym świetnie się spaceruje, biega lub jeździ na rowerze w celach rekreacyjnych. Gdy pogoda dopisuje można po drodze spotkać mnóstwo osób oddających się tym samym przyjemnościom co my. A wszyscy serdecznie się pozdrawiają, o czym przekonałam się osobiście już na początku mojego pobytu w wiatrakowym kraju. Jeden tylko minus mają owe groble... wieje na nich niemiłosiernie! I ewentualni kierowcy jeżdżą jak wariaci ;)
Ech, ci faceci. Niestety też należę do tej grupy. Lubimy pokazać, jacy to twardzi jesteśmy i zaradni. Ale kobiety oczekują tego po nas, bo która chciałaby zadawać się z mięczakiem? Pomimo, że prowadzę samochód od nastu lat, to ciągle sprawia mi przyjemność siedzenie za kierownicą. A samotne przejażdżki są idealną chwilą do rozmyślań. Pięknie jest patrzeć na umykającą drogę i rozmyte drzewa przy odpowiedniej bliskości i szybkości.
OdpowiedzUsuńZamieściłaś kolejną porcję informacji o tym unikalnym kraju. Wiadomości z pierwszej ręki, jakże cenne.
Szczególnie zachwyciłem się dwoma ostatnimi zdjęciami. Popatrzyłem jeszcze raz i zdecydowałem na ostatnie trzy zdjęcia. Pięknie wyostrzone, kolorystyka z przyciszonym smakiem. Ech, doskonałe.
Zastanawiam się, jak można żyć w depresji wychylając tylko czubek nosa i to w zamkniętym otoczeniu rzekami. Czasami mam wrażenie, że sam chętnie oparłbym nos o poziom ziemi, by lepiej poczuć jej zapach.
Serdeczności
Domyślam się, że australijskie odległości i przestrzeń musiały świetnie sprzyjać takim przejażdżkom, zgadza się?
UsuńBardzo się cieszę, że zwróciłeś uwagę i skomplementowałeś zdjęcia. Liczę, że od tej pory ich jakoś na blogu będzie się głównie polepszać, gdyż to pierwsze próby pracy z moją pierwszą w życiu lustrzanką (prezent urodzinowy mający na celu ulepszyć blog) :)
Pozdrawiam
I nawet o tej porze roku u Was zielono i można pojechać na wycieczkę u nas śnieg za oknem i można pójść z wnuczką na sanki.Pozdrawiam z zasypanej Łodzi
OdpowiedzUsuńRzeczywiście trawniki u nas wciąż zielone, chociaż przyznam, że z każdym najmniejszym ochłodzeniem wypatruję za oknem śniegu...
UsuńPozdrawiam :)
twoi rodzice musieli byc przerazeni, tak jak moi kiedy byli w samochodzie na kretych hiszpanskich drogach ;)
OdpowiedzUsuńa waly wygladaja bardzo malowniczo :)
dobrze ze tak dbaja o swoje bezpieczenstwo - w koncu powodz to prawdziwa tragedia ......
OdpowiedzUsuńA u nas już zasypało i jeśli nie muszę to nosa nie wychylam. Och, jak mnie się marzy jakiś ciepły kraj, albo jeszcze lepiej większa odporność na chłód:)
OdpowiedzUsuńWały, ach te wały na nordzie jest ich mnie, za to mamy mnóstwo kanałów, co krok to woda. Faktycznie Holendrzy wszytsko wykorzystują i wały stanowią swego rodzaju drogi (łącza), które nie zostana zalane, czyli w czasie roztopów drogi przejzdne :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Fajne te wasze wały..:) Nigdy nie myślałam,ze można po nich normalnie jeździć..;)
OdpowiedzUsuń