Miałam pisać o zabawie sylwestrowej... ale nie bardzo jest się o czym rozpisywać... od fajna domówka w doborowym towarzystwie i oglądanie fajerwerków na tarasie dachowym. Miałam pisać o Delft... ale po Sylwestrze niektórych kac przykuł do materaców i wieki trwało, zanim stanęli na nogi, a w tych okolicznościach zwiedzanie byłoby czystym okrucieństwem wymierzonym w ich stronę. Kiedyś jeszcze tam wrócimy i wtedy o urokach miasta doniesiemy ;) Miałam pisać też o wysokim poziomie wody i wałach... ale muszę jeszcze nieco zgłębić swoją wiedzę zanim się wypowiem. Miałam pisać o kolejnych cechach narodowych Holendrów, zawiłościach językowych i wielu innych rzeczach. Na nie jeszcze przyjdzie czas.
Jakiś ten tydzień taki dziwny jeszcze, lekko rozpędowy. Człowiek po tych całych świętach i Nowym Roku przyzwyczaja się na nowo do codziennej monotonni i próbuje jakoś wbić w swój rytm, z którego został wytrącony. Nawet Mauryc się dziś próbuje wykręcić od wizyty na siłowni (świat się wali... zwykle to ja się wykręcam), tłumacząc, że weekend jest najlepszy do wdrażania na nowo pewnych przyzwyczajeń. Bynajmniej nie będę oponować ;)
Daję sobie więc jeszcze czas do końca tego tygodnia, żeby zebrać myśli i w sposób już uporządkowany przelać na... klawiaturę? W między czasie informuję, że dziś wystartował konkurs na Blog Roku 2012. Nibylandia po raz drugie bierze w nim udział. Bynajmniej nie łudząc się na wygraną i żebrząc o sms'owe oddanie na nią głosu. Bądźmy realistami. Ale sam udział nie zaszkodzi, a nóż widelec przybędzie nam nowy czytelnik.
Pozostałych blogowiczów i kochane blogerki również zachęcam do udziału :)
:) To się bycz, ja głos dam.
OdpowiedzUsuńJak zwykle miło mi niezwykle :D
UsuńAle fajny konkurs;-) Też wezmę w nim udział, czemu nie;-) A jak będę mogła zagłosować, to mój głos masz na pewno;-)
OdpowiedzUsuńpolecam polecam... to chyba jeden z lepszych i łatwiejszych sposobów zaprezentowaniu się szerszej publiczności ;)
Usuńcałotygodniowy "dzień lenia" ...to nawet ja nie mam tak dobrze..:)
OdpowiedzUsuńnie no "dniem lenia" to bym tego nie nazwała. Do pracy chodzimy... tylko co się da tak jakoś w czasie odwlekamy :D
UsuńJa nadal się rozpędzam, chociaż od kilku dni (aż dwóch) robie na pełnych obrotach, nadal czuje, że to jeszcze nie jest moje 100%.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ja wczoraj wrocilam z Polski i tez zbieram sie i zbieram do wrocenia do rzeczywistosci :P
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że większość z nas ma taki etap wdrażania po Nowy Roku ;)
OdpowiedzUsuńA ja z rumieńcem wstydu i skruszoną miną przyznaję, że jeszcze na poprzednie pytania w blogowym plebiscycie nie odpowiedziałam.
OdpowiedzUsuńo ja tez totalne rozleniwienie przechodze...
OdpowiedzUsuńno to powodzenia:))))))