Kurnik wciąż się urządza. Zainspirowana sobotnimi udanymi zakupami, postanowiłam dziś ową aktywność kontynuować. Po wypatrzeniu online szafki na buty w pobliskim sklepie meblowym wskoczyłam na rower i pognałam z zegarkiem w dłoni tuż po otwarciu sklepu.
Chodzę między regałami, szukam... no jak na złość nie ma. Moją łamaną holenderszczyzną wspomaganą nieco lepszą angielszczyzną (no dobra, głównie po angielsku) wypytałam obsługę o tenże mój wymarzony obiekt pożądania i co... nie mają na stanie! Jak się okazało można ją zamówić tylko online. Głęboka rozpacz! Ale jak to? W akcie umiarkowanej desperacji, na poprawę humoru złapałam niewielki stolik z koszyczkami zamiast szuflad, który wpadł mi mimochodem w oko i czym prędzej opuściłam sklep (spokojnie, zapłaciłam za zakupy!)
Pozostała kwestia przetransportowania. Szybko władowałam koszyki do toreb zwisających po obu stronach bagażnika dla większej stabilności (zarówno toreb jak i stolika) a samą konstrukcję przymocowałam łańcuchem do siodełka. Wielce zadowolona z mojego dzieła pognałam drogą okrężną (bo oczywiście zabłądziłam, choć sklep jest zaledwie 5 minut jazy od naszego kurnika) rozmyślając jak ja miałam właściwie zamiar zapakować na rower znacznie większą szafkę. Opierając się wygodnie o stolik, z plastikowym krzaczkiem wystającym mi z torebki poczułam się nagle tak... holendersko! W pierwszych tygodniach mojego pobytu w tym kraju, z niekrytym zaskoczeniem i rozbawieniem obserwowałam kobietę transportującą na rowerze stół. A teraz sama tak przewożę meble! Może i mniejsze gabarytowo, ale przecież początkująca jestem.
Holenderski sposób podróżowania :) Przepraszam za jakość zdjęcia, ale miałam do dyspozycji tylko komórkę |
Skoro mowa już o rowerach, w weekend mocno zastanowił mnie pewien fakt. Pijąc ze znajomym kawę w mieście, przyglądałam się intensywnie szyldowi naprzeciwko głoszącemu "Fresh Belgian Chocolate". Kiedy towarzystwo po kilku minutach powędrowało za moim wzrokiem, dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że to co przysłania mi kilka liter w napisie czekolada, to... wiszący na drzewie rower! A oto pytanie: czy jestem aż taką czokoholiczką, że sama już słowo "czekolada" skupia całą moją uwagę, czy aż tak przyzwyczaiłam się do wszechobecnych rowerów, że nawet te zaparkowane na drzewie już mnie nie wzruszają? :)