niedziela, 12 sierpnia 2012

Wróciliśmy!

Tęskniliście? Bo ja bardzo. Mówcie sobie co chcecie, że jestem uzależniona od blogosfery, ale dwa tygodnie absencji, to dla mnie wyzwanie. Teraz już wróciłam i spieszę nadrabiać zaległości.

Dwa tygodnie w Polsce... Fajnie było. Inne to trochę wakacje od takiego klasycznego urlopu, gdzie zmierza się w nieznane, ale przyjemnie było posiedzieć parę dni w rodzinnym domu i poobcować do woli z rodzinką. Nawet jeśli wiązało się to z paroma nieco stresującymi momentami, jak wizyta teście w Polsce i pierwsze spotkanie rodziców czy chrzest mojego chrześniaka, czuję się po powrocie zrelaksowana i wypoczęta. Umęczeni upałami, z lekką ulgą wracaliśmy do chłodnej i deszczowej Holandii, a tu co? Bezchmurne niebo i gorąc...


Przyznam, że przez te temperatury czuliśmy się trochę jak emeryci... żadnych imprez, leniwe przemieszczanie się po mieście, najlepiej nie opuszczając zacienionych przestrzeni i sapanie z gorąca. To co w takim razie robiliśmy? Oto pokrótce bilans naszego wyjazdu:
  • jakby mało nam było upałów, zapędziliśmy się na jedyną chyba w Europie pustynię (choć coraz bardziej zanikającą) i... niczym dzieci bawiliśmy się na huśtawkach zawieszonych na drzewach. 
  • bawiliśmy się w rycersko-panieńskie podchody na zamku w Ogrodzieńcu
  • odwiedziliśmy Paryż w Polsce z widokiem na Tatry ;) 
  • chowając się przed słońcem czytaliśmy i tak w ciągu tygodnia pochłonęłam kolejne dwie "Blondynki" z serii Beaty Pawlikowskiej oraz książkę ostatnio spłodzoną przez autorkę bloga "Na wsi w Japonii" (polecam zarówno i książkę i bloga, nawet tym niezjaponizowanym)
  • opuszczając mój dom rodzinny, pół samochodu załadowane mieliśmy moim posagiem ;) jeszcze raz dziękujemy Mamo! :)
  • Maurycy uczestniczył chyba w pierwszej w swoim życiu mszy, a już na pewno pierwszym chrzcie świętym, a potem został przepytany przed kościołem przez mówiącego po angielsku księdza. Najbardziej spodobało mu się, że w kościołach mamy "chrześcijańskie karaoke"
  • zupełnie przypadkiem odkryliśmy, że trafiliśmy na łamy pewnej polskiej gazety (ale o tym w następnym poście)
  • kolejny raz udowodniłam, że jestem doskonałym nawigatorem, choć nie bez chwil zwątpienia mojego kierowcy. Ehh ten męski brak wiary w kobiece zdolności
  • popadliśmy w skrajny konsumpcjonizm i narobiliśmy zakupów odzieżowych na następne pół roku, przy okazji wpadając w głęboką depresję przed bezlitosnymi lustrami przymierzalni... poskutkowało to natychmiastowym powrotem na siłownie następnego dnia po powrocie (czyli dziś)
  • Maurycy wpadł w jeszcze głębszą depresję, kiedy okazało się, że zostawiliśmy jego ulubioną koszulę w hostelowej szafie i nawet przegląd nowych nabytków nie poprawił mu humoru
  • mimo mocnego postanowienia przejścia na dietę (po wakacjach!) delektowaliśmy się grzesznie przepysznym jedzeniem i zaczęliśmy się zastanawiać czy można gdzieś kupić domowy mini piec Tandoori.... ;)
  • a na zakończenie poszukiwaliśmy krasnali we Wrocławiu

Mała wieś o wielkiej nazwie: Paryż :) 

4 komentarze:

  1. Świetne ostatnie zdjęcie, czekam na relację dotyczącą gazety i też bardzo lubię książki Pawlikowskiej, nie tylko przyrodnicze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozazdrościć wyjazdu:) widać, że wakacje spędzone aktywnie. W Polsce zawsze jest fajnie!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cztam że fajnie spędziliście te wakacje, ja tez odwiedziłąm Polskę w tym roku i trafiłam na upały, dlatego po powrocie cieszyłam się na "bardziej deszczową pogodę" w Holandii
    pozdrawiam i wytrwałości życzę na siowni ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. No wreszcie.....czekam na więcej informacji o posagu i jakim to sposobem trafiliście do gazety...;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...