Jedną z rzeczy ułatwiających życie świeżo upieczonym imigrantom w Holandii jest to, że właściwie każdy mówi tu po angielsku. Lepiej lub gorzej, ale mówi. Dzięki temu nie jest człowiek zupełnie wykluczony z codziennego życia, bo dogada się wszędzie: w sklepie, u fryzjera, u lekarza, w urzędzie, z sąsiadem... Problemy pojawiają się, kiedy chcemy nauczyć się w końcu holenderskiego, a nasz rozmówca słysząc nasz obcy akcent i nieporadne kaleczenie języka, czym prędzej spieszy nam z pomocą i aby ulżyć nam w męczarniach, odpowiada... po angielsku. I weź tu człowieku ćwicz w praktyce!
Gorzej, kiedy w trakcie rozmowy przeplatamy oba te języki naraz. W taki to właśnie sposób kiedyś w restauracji zamiast zamówić wodę niegazowaną, kazałam kelnerce siedzieć cicho (ang. "still" w odniesieniu do wody rozumie się jako "niegazowana", podczas gdy hol. "still!" znaczy: "cicho!"). Podobnie wprowadzało mnie w nie małe zdumienie i dezorientację parę pierwszych razy, gdy Maurycy odbierał telefon od znajomych i po przywitaniu się rzucał pytaniem "Hoe is 't?". Dla mnie brzmiało to identycznie jak angielskie "Who is it?", czyli "Kto tam?". No jak to kto tam?! Przecież wiesz... sekundę wcześniej wypowiedziałeś jego/jej imię! Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że po holendersku znaczy to "Co jest/ Jak leci?".
W języku holenderskim jest wiele słów podobnie brzmiących po angielsku i zazwyczaj mających to samo znaczenie. Niestety są też podstępne pułapki, bo choć brzmią tak samo, to znaczą zupełnie co innego. I wtedy nie trudno o gafę. I to nie byle jaką... wyobraźcie sobie pomylenie słów dear (ang. "drogi, kochanie") z podobnie brzmiącym dier (hol. "zwierzę"), bill (ang. "rachunek") z bil (hol. "pupa, pośladek"), heet (hol. "nazywa się") z hate (ang. "nienawidzić") lub na przykład fok (hol. "hodować") z fuck (tego chyba nie muszę nikomu tłumaczyć ;) ). Są to tak zwani fałszywi przyjaciele.
Fałszyni-nie fałszywi, niektórym mogą sprawić trochę radości. Ostatnio moja nauczycielka opowiedziała nam o pewnej Amerykance, którą kiedyś uczyła. Owa dziewczyna uwielbiała dwa holenderskie słowa. Pomimo wyraźnej nadwagi mogła w Holandii spokojnie mówić: "Ik ben slim" (czyli "Jestem mądra", podczas gdy "slim" po angielsku znaczy... szczupły), a gdy kogoś trąciła przez nieuwagę: "Sorry, hoor!". W takiej sytuacji hoor, które generalnie znaczy "słuchaj", jest tak jakby wzmocnieniem tego co powiedzieliśmy i można tłumaczyć jako "Przepraszam, naprawdę". Jak na ironię, brzmi niemal identycznie co angielskie "whore", czyli delikatnie mówiąc... "pani lekkich obyczajów". A wydawało by się, że taka niewinna i uprzejma ta uczennica była ;)
uwielbiam takie językowe wpadki...;-P
OdpowiedzUsuńUśmiałam się nieźle tylko czytając o tych językowych wpadkach, a co dopiero byłoby w praktyce:)
OdpowiedzUsuńPraktyka jest najlepsza :D
UsuńKiedys kolezanka chciala sie zapytac na Wegrzech o najlepszy dojazdo do miasta Szeged. Wymowila to oczywiscie po polsku przez "SZ" (po wegiersku jest dokladnie odwotnie :wymowa "s" pisze sie "sz", a jak sie mowi "sz", to nalezy pisac "s").
OdpowiedzUsuńNo wiec zapytala sie na stacji benzynowej jaki bedze najlepszy dojazd do Szeged? Zapytana osoba miala bardzo dziwna mine, a wiecie dlaczego ?
bo "seg" to poiedzmy ladnie "pupa" w nieco mniej ladnej wersji , a z koncowka -ed oznacza twoj/twoja/twoje.
Czyli zapytala o najlepszy dojazd do "pupy" swego rozmowcy :))
No ale o tym dowiedziala sie po fakcie :)))
Pozdrawiam Nika
Podejrzewam, że ta droga byłaby całkiem prosta :D
UsuńUśmiałam się niemiłosiernie czytając to! Wpadki językowe to jedne z najlepszych anegdotek podróżniczych :))
świetny wpis
OdpowiedzUsuńprosze o jeszcze :)
ja jestem na początku mojej nauki niderlandzkiego więc wszystkie wskazówki są mi bardzo pomocne :)
Będzie, będzie więcej! Co jakiś czas staram się pisać o swoich odkryciach językowych w serii "tajniki holenderskiej mowy" ;)
UsuńI powodzenia w nauce!!
No jestem tu pierwszy raz ale już mi się podoba! :)
OdpowiedzUsuńBede zaglądał częściej. Aaa co do postu to bomba jak dla mnie! :)
W takim razie witam serdeczni i jak najbardziej zapraszam ponownie :)
Usuńznam to z wlasnego doswiadczenia :)
OdpowiedzUsuńkiedys ogladalam film po hiszpansku i byl to chyba jeden z pierwszych filmow jakie ogladalam- wiec niezbyt dobrze sie lapalam we wszystkich slowkach itp.
a wiec, chodzilo o to, ze dziewczyna miala wielki problem, bo byla embarazada- ja dopiero w polowie sie skapnelam, ze nie chodzi o to, ze byla zawstydzona ang. embarassed tylko w ciazy :P
moze kiedys tez napisze cos takiego u siebie- tyle, ze nie wiem czy znajde, az tyle przykladow co ty, zwlaszcza, ze hiszpanski znam juz lepiej niz ang, wiec automatycznie przestalam zauwazac takie smaczki
pzdr! :)
Haha i nagle cały film zaczął jawić się w zupełnie innych barwach ;D
UsuńChętnie bym poczytała o różnych wpadkach językowych w wydaniu hiszpańskim :)
A ja, ucząc się angielskiego, o dziwo jakos szybko go załapałam, znajdując mnóstwo podobieństw w słownictwie polskim i angielskim. Cóz z tego, ze wymowa różna, jak znaczenie wielu słów to samo?!A w ogóle to zauwazyłam, że nauka języków pobudza w dziwny sposób do życia komórki mózgowe. Ja przez jakis czas miałam wręcz obsesję, by bezustannie sobie cos tłumaczyć, by nie myśleć po polsku a po angielsku. W końcu popadłam w lekką bezsenność i musiałam wrócic do mniej twórczych rozrywek umysłowych, takich jak liczenie baranów na przykład!:-)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z zimowej, górskiej samotni zasyłam!:-)))
Muszę przyznać, że też czasami mi się zdarza tarzać w łóżku z boku na bok, bo mi się nagle zawidziało tłumaczenie w głowie jakiegoś tekstu na holenderski. Na szczęście do bezsenności mi daleeeeko, więc spokojnie mogę zmuszać tak moje szare komórki do wysiłku ;)
UsuńPozdrawiam z nibylandiowego kurniczka :D
super:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny Twój blog, szkoda że nie znalazłam go wcześniej
OdpowiedzUsuń