Po wielu miesiącach namysłów, dyskusji, rozważania za i przeciw, prób szantażu emocjonalnego i przekonywań znajomych, w końcu podjęliśmy decyzję. Od dziś w naszym nibylandiowym kurniczku słychać radosny tupot małych stópek. Nasza rodzinka powiększyła się o uroczego przystojniaka.
Rano Maurycy słuchając mojego marudzenia o tym, jak bardzo chciałabym mieć kota, dał w końcu za wygraną:
- Czy ty wiesz jaką presję na mnie wywierasz? - zapytał.
- Jaką presję? Przecież ty kochasz koty i też chcesz mieć jednego!
- Ale to taka odpowiedzialność... - ciągnął dalej.
- Znowu tylko wszystko nadmiernie analizujesz i wyolbrzymiasz.
- Ok, to zbieraj się. Jedziemy do schroniska!
Wizyta w schronisku podziałała na mnie bardzo emocjonalnie. Parę razy mało nie wybuchnęłam płaczem widząc te wszystkie biedne zwierzaki i słysząc ich historie. Już dawno postanowiliśmy, że weźmiemy starszego sierściuszka, żeby zapewnić mu spokojną, pełną ciepła i miłości przystań na stare lata. Młode kociaki mają większe szanse na znalezienie nowego domu, a wiekowymi kotami z traumatyczną przeszłością mało kto się interesuje. Poza tym z racji mieszkania na trzecim piętrze, chcieliśmy cichego domatora, który nie będzie tęsknił za wyjściami w teren ;)
Wybór był naprawdę trudny, bo wszystkie futrzaki były słodkie i najchętniej wzięłabym je wszystkie. Zamkniętego w sobie, nieśmiałego Beera, trzynogą, niezwykle kochaną kotkę, czy przyjazną, cierpiącą na chroniczne kichanie kocią staruszkę. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na milusińskiego, czarnego 10-latka z drobnymi szmerami w serduszku. W między czasie, gdy pracownicy schroniska przygotowywali umowę adopcyjną, my z Maurycym szybko polecieliśmy do sklepu w celu zakupienia wszystkiego, co nasz nowy członek rodziny może potrzebować. Kuwetkę, żwirek, miseczki, karmę, kocie ciasteczka, drapak, wygodne legowisko, zabawkę, szczotkę do czesania... sto euro poszło w parę minut. Ale czego się nie robi z miłości ;)
Czym prędzej wróciliśmy z Przenośnym Domkiem do schroniska. Podpisaliśmy papiery, zapłaciliśmy 40 euro (z racji wieku cena kotka była niższa prawie o połowę. Nie wiem jak adopcja zwierzaków ze schroniska wygląda w Polsce... w Holandii jest to standardowa opłata, ale zwierzak jest już wysterylizowany, odrobaczony i zaszczepiony) i zaraz dostaliśmy naszego małego bohatera. Ani trochę nie oponował przed wejściem do Przenośnego Domku i tylko troszkę denerwował się, gdy samochód ruszył pokonując liczne zakręty i progi zwalniające. Szybko uspokoił się i resztę drogi siedział cichutko na moich kolanach, bacznie obserwując krajobraz przez kratkę w drzwiczkach Domku.
Gdy po dotarciu do naszego kurniczka otwarłam zakratowane drzwiczki, Hank niepewnie wyszedł i rozpoczął obchód domu, uważnie obwąchując każdy mebel i ścianę. Po skończonym zwiadzie, schował się przed obiektywem mojego aparatu pod kanapę w moim pokoju do nauki/pisania (gabinet jakoś zbyt poważnie brzmi ;)) Żeby go nie stresować poszłam przygotować mu miseczki z wodą i jedzeniem. Po kwadransie Mauryc przekupił kota do wyjścia za pomocą chrupek. Wciąż lekko niepewny od tego czasu kursował na trasie miska-kanapa w salonie-kanapa w pokoiku-miska. Po około godzince poczuł się już swobodnie i zaczął testować całą kanapę w celu znalezienia najdogodniejszego miejsca. Pozwala się głaskać i mruczy przy tym głośno z zadowoleniem :)
Czuję, że od teraz będę się rano musiała dzielić mlekiem. Ja zjem je tradycyjnie z płatkami, a Hank jak na twardziela przystało wypije... z czystej miski ;)
Rano Maurycy słuchając mojego marudzenia o tym, jak bardzo chciałabym mieć kota, dał w końcu za wygraną:
- Czy ty wiesz jaką presję na mnie wywierasz? - zapytał.
- Jaką presję? Przecież ty kochasz koty i też chcesz mieć jednego!
- Ale to taka odpowiedzialność... - ciągnął dalej.
- Znowu tylko wszystko nadmiernie analizujesz i wyolbrzymiasz.
- Ok, to zbieraj się. Jedziemy do schroniska!
Wizyta w schronisku podziałała na mnie bardzo emocjonalnie. Parę razy mało nie wybuchnęłam płaczem widząc te wszystkie biedne zwierzaki i słysząc ich historie. Już dawno postanowiliśmy, że weźmiemy starszego sierściuszka, żeby zapewnić mu spokojną, pełną ciepła i miłości przystań na stare lata. Młode kociaki mają większe szanse na znalezienie nowego domu, a wiekowymi kotami z traumatyczną przeszłością mało kto się interesuje. Poza tym z racji mieszkania na trzecim piętrze, chcieliśmy cichego domatora, który nie będzie tęsknił za wyjściami w teren ;)
Wybór był naprawdę trudny, bo wszystkie futrzaki były słodkie i najchętniej wzięłabym je wszystkie. Zamkniętego w sobie, nieśmiałego Beera, trzynogą, niezwykle kochaną kotkę, czy przyjazną, cierpiącą na chroniczne kichanie kocią staruszkę. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na milusińskiego, czarnego 10-latka z drobnymi szmerami w serduszku. W między czasie, gdy pracownicy schroniska przygotowywali umowę adopcyjną, my z Maurycym szybko polecieliśmy do sklepu w celu zakupienia wszystkiego, co nasz nowy członek rodziny może potrzebować. Kuwetkę, żwirek, miseczki, karmę, kocie ciasteczka, drapak, wygodne legowisko, zabawkę, szczotkę do czesania... sto euro poszło w parę minut. Ale czego się nie robi z miłości ;)
Czym prędzej wróciliśmy z Przenośnym Domkiem do schroniska. Podpisaliśmy papiery, zapłaciliśmy 40 euro (z racji wieku cena kotka była niższa prawie o połowę. Nie wiem jak adopcja zwierzaków ze schroniska wygląda w Polsce... w Holandii jest to standardowa opłata, ale zwierzak jest już wysterylizowany, odrobaczony i zaszczepiony) i zaraz dostaliśmy naszego małego bohatera. Ani trochę nie oponował przed wejściem do Przenośnego Domku i tylko troszkę denerwował się, gdy samochód ruszył pokonując liczne zakręty i progi zwalniające. Szybko uspokoił się i resztę drogi siedział cichutko na moich kolanach, bacznie obserwując krajobraz przez kratkę w drzwiczkach Domku.
Testowanie kanapy: gdzie najwygodniej?... |
Głaszczemy się |
wygląda na bardzo zadbanego kociaka:)
OdpowiedzUsuńp.s czy p. Maurycy jest rodowitym Holendrem? ;)
To prawda, jest dość zadbany, tylko futerko jeszcze lekko zakurzone ze schroniska, ale dopiero zapoznajemy się ze szczotką ;)
UsuńMaurycy (oryginalnie Maurice) jest jak najbardziej rodowitym Holendrem.
Pozdrawiam :)
Gratuluje decyzji! Kocik jest super. A jakie ma piękne oczy.
OdpowiedzUsuńZdaj, prośże, od czasu do czasu relacje jak się ma :)
"proszę" miało być ;) Tak to jest jak się kombinuje bez Polskiej czcionki.
UsuńOj będę, będę na pewno co jakiś czas informować. Coś czuję, że Hank tak jak do tej pory Maurice, stanie się również stałą i integralną częścią bloga ;)
UsuńŚliczny ten Wasz kociak :) gratuluję decyzji :) ale też podziwiam za odwagę bo taki wiekowy kotek to już wyzwanie
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) Z tym wyzwaniem, to zależy... o ile kotek nie choruje, to mniej z nim zamieszania niż z młodocianymi ;)
UsuńJa bym sie bardziej bala ze tylko kilka lat by nam z kotkiem zostalo :-( tak moje mlodociane o ile zdrowie pozwoli beda z nami jeszcze jakies 15 lat minimum ;-)
UsuńNiby masz rację, ale jak dobrze pójdzie to i tak pomieszka z nami jeszcze jakieś 5-8 lat. Wydaje mi się, że to i tak spory okres czasu. A dla niego na pewno zrobi to ogromną różnicę: mieszkać z nami czy w schronisku ;)
UsuńPozdrowienia dla Ciebie i Twoich kociaków :)
Dziekuję za pozdrowienia :) No na pewno dla niego to wielka różnica :) zwłaszcza że przy Was nie zabraknie mu nikogo kto się pobawi z nim i poświęci mu czas i zainteresowanie :)
Usuńjest sliczniusi!!
OdpowiedzUsuńnie dziwie sie, ze wpadlas po uszy
p.s a propós wymianki jestem na tak :D
Super :D to dogadamy się mailowo co do szczegółów ;)
Usuńpisz j.baraniewicz@gmail.com :D
Usuńczekam na szczegoly :D bo
dzięki! Wkrótce się odezwę :)
UsuńPiękny jest, gratulacje i przy okazji: fajnie go nazwaliście :)
OdpowiedzUsuńImię na cześć bohatera Californication :D Nasi znajomi mają Bruce'a, teraz brakuje, żeby kolega też przygarnął kota i ochrzcił go Charlie... wtedy będziemy mieć komplet wariatów :D
Usuńyeeey gratuluję nowego mieszkańca :)
OdpowiedzUsuńJustyna, Sznupek juz dwa razy czytał Twojego posta i jest pod wielkim wrażeniem waszej decyzji - zresztą ja też. kocie piękne i jak nic będzie z wami szczęsliwy:)
OdpowiedzUsuńA dziękujemy pięknie :)
UsuńSłodziak, ja tez trułam swojemu T. że do szczęsia brakuje mi tylko kota i tak od roku czasu biega po 4-kątach mała czarna kotka :]
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ooo, może powinnyśmy założyć klub czarnych kotów :) Urocze są te małe potworki
UsuńUwielbiam czarne koty.
OdpowiedzUsuńI tez bym chciala u siebie miec takiego "naszego" a nie jak Zgredek - "dochodzacego". Tylko sa dwa problemy - mieszkamy na drugim pietrze (nie chce kota, ktory nie moze wychodzic na dwór) a poza tym duzo podrozujemy... Wiec na razie mamy Zgredka i marzenia o czarnej siersci :-)
Wiesz, my mieszkamy na 3. piętrze i mieliśmy dokładnie taką samą wymówkę, ale prawda jest taka, że nie każdy kot chce i potrzebuje wychodzić na zewnątrz... Pewnie, że młode kociaki będzie ciągło, ale nieco starszego kotka już nie koniecznie. Znam kilka takich futrzaków, które nie wychodzą, a nie wyglądają na nieszczęśliwe. Poza tym, jakby pomyśleć, to jak sądzisz: lepiej, żeby kot nie wychodził na zewnątrz, ale był otoczony miłością, czy żył w schronisku (będę teraz uparcie promować zwierzaki ze schroniska! :D)? Z podróżowaniem to już rzeczywiście gorsza sprawa (my mamy zabezpieczenie ze strony wielu znajomych, którzy deklarują pomoc).
UsuńPomyśl jeszcze, sama wiesz, że taki sierściak w domu to sama radość ;)
Fantastycznie :) Ja sama mam dwie mruczące terrorystki.
OdpowiedzUsuńAle racja że sierściaczki to sama radość w domu :)