czwartek, 13 października 2011

Śladami Mariken

W końcu wyszło słońce! Piękne, jaśniutkie i świecące z całych sił. Nareszcie pora na spacer po najstarszym mieście w Holandii.

Jako że nastała jesień, moja ulubiona pora roku, nie mogłabym odmówić sobie spaceru po urokliwych parkach w centrum Nijmegen. Miasto samo w sobie posiada całkiem sporo zieleńców, ale tym razem ograniczyłam się do dwóch: Kronenburgerpark z małym stawem i basztą oraz Valkhofpark z panoramicznym widokiem na rzekę i ruinami Barbarossy. Pierwszy z nich znałam już z wcześniejszych wizyt, Valkhof natomiast był dziś moim głównym celem. Stworzony w miejscu, w którym niegdyś stał zamek. Zamiast zamku zastałam inną zadziwiającą budowlę: wielkiego drewnianego... królika. Nikt ze znajomych nie bardzo potrafił mi wyjaśnić sens gigantycznego zwierzaka, więc wychodzę z założenia, że Holendrzy pozazdrościli Troi drewnianego konia. Każdemu według zasług. 
Można by spodziewać się raczej wiatraka, ale nie. Na pocieszenie u podnóży wzniesienia, z którego to królik dumnie spogląda, mieści się inna perełka. Jeden z symboli Holandii (nie, nie coffeeshop). Velorama - muzeum rowerów! Niewielki budynek posiada trzy piętra, na które prowadzą bardzo strome, kręte schody i wypełnione jest wszelkiej maści rowerami. Począwszy od drewnianych konstrukcji autorstwa Leonarda da Vinci, przez słynne dziwolągi z ogromnym przednim kołem, małą kolekcję jednośladowców rodziny królewskiej, po bardziej nowoczesne wersje popularnego środka transportu. Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności. W końcu być w Holandii i nie zobaczyć muzeum rowerów, to prawie tak jak nie zjeść czekolady w Belgii. Jak się jednak okazało, byłam tam chyba dziś jedyną turystką... Szwendałam się między eksponatami bez pośpiechu, a poza mną nie było żywej duszy. Nie licząc znudzonego kierownika, który na zmianę wypalał papierosy i układał pasjansa. 
Czterogodzinny spacer zwieńczyłam chwilą relaksu w jednym z licznych ogródków kawiarnianych w samym sercu miasta. Przyglądając się starym budynkom, które ocalały po zbombardowaniu Nijmegen w czasie II wojny światowej (niestety nie zostało ich wiele), delektując się herbatką i ciepłym promieniami jesiennego słońca, nawet nie tęskniłam za Krakowem. Teraz to będzie mój Kraków. 

1 komentarz:

  1. Podczas wizyty moich rodziców też wybraliśmy się do Nijmegen i właśnie Velorama była naszym głównym punktem zaczepu ;) Bardzo fajne miejsce dla fanów 2 kółek...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...