No i stało się. Godzina zero wybiła. Wyjechałam.
Ostatni weekend w Polsce był dla mnie niezwykle rodzinny i ciepły. W odwiedziny przyjechały ciocie i wujek od strony mojej mamy, całkiem przypadkowo, bo o moim wyjeździe dowiedzieli się dopiero na miejscu. Szczególnie cieszę się z tych odwiedzin, bo wszyscy poznali Maurycego, więc mam nadzieję, że będą się trochę mniej o mnie martwić, a przede wszystkim, rodzice mieli towarzystwo, więc nie zostali sami, kiedy ja czekałam na samolot. Nie chcę, żeby się smucili. Przecież nie opuszczam ich na zawsze.
W kwestii pożegnań jestem beznadziejna. Maurycy wypomina mi nasze pierwsze pożegnanie, kiedy staliśmy na lotnisku w Krakowie, on cały we łzach, a ja starałam się z całych sił... nie roześmiać. Nie znoszę płakać i nie lubię kiedy inni płaczą. Czuję się wtedy bezsilna i nie wiem co mam mówić. Jedyne co potrafię wtedy zrobić, to mocno przytulić. Dlatego nie chciałam też i tym razem przeciągać pożegnań. Czasem lepiej szybko zerwać plaster, niż powoli się z nim cackać. Żegnając się ze wszystkimi, widząc że oczy im wilgotnieją, wolałam uśmiechnąć się i odejść, zanim wszyscy się rozkleimy. Złapałam Maurycego za rękę, spojrzałam mu w oczy i... myślałam, że wybuchnę śmiechem. Co jest ze mną nie tak? Cała rodzina, nawet mój chłopak, który przecież ze mną wyjeżdżał... wszyscy mieli łzy w oczach. Chyba jest jednak bardziej emocjonalny niż ja.
W samolocie żartowałam sobie pod nosem: To tak właśnie muszą się czuć panny młode wychodząc za mąż. Najpierw się stresują, zastanawiają czy poradzą sobie ze wszystkim, czy nie zapomną jakiegoś ważnego urzędowego papierka. Następnie zjeżdża się rodzinka, jest dużo jedzenia, alkohol, wszyscy się wzruszają, płaczą, a poczciwa dziewoja zaczyna nowe życie u boku swego wybranka. Tak to w uproszczeniu wygląda. Teraz ja, jako podrabiana Panna Młoda muszę rozgryźć to urocze miasteczko i znaleźć swoją drogę. Zacznę od jutra, bo dziś jeszcze jest zimno i pada ;)
PS. Dziękuję wszystkim za przemiły weekend w rodzinnym gronie :) Nie mogłabym wyobrazić sobie tych ostatnich dni w lepszej atmosferze. A dla stęsknionych pokrzepiająca wiadomość: Na święta przylecę na cały tydzień. Już kupiłam bilet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz