czwartek, 9 stycznia 2014

Z Holendrem na polskich drogach

Jak wielu z Wam zapewne wie z Facebook'a, nasza blogowa nieobecność ostatnio spowodowana była wyjazdem do Polski. Choć Boże Narodzenie spędziliśmy w tym roku w Holandii, miałam jeszcze okazję nadrobić prawdziwie polską Wigilię z moją własną rodzinką. Tak się składa, że babcia mieszka w województwie podlaskim i jest wyznania prawosławnego (a tam obchodzi się święta mniej więcej dwa tygodnie później!). 

Dla Mauryca ta wizyta też wiązała się paroma atrakcjami: czerwony barszczyk i pierogi, których zjadł podwójną porcję, nabożeństwo w "cebulowym kościele", z którego nic nie zrozumiał (zresztą ja też, bo w cerkwii nie odprawia się mszy po polsku), oglądanie żubrów w parku narodowym. Weekend zleciał nam szybko i bardzo przyjemnie. Cudownie było odwiedzić strony, gdzie spędzałam każde wakacje w dzieciństwie oraz poplotkować z kuzynkami, których wieki już nie widziałam. Choć przylecieliśmy do Warszawy, wylatywaliśmy z Katowic, bo chcieliśmy też spędzić choćby jeden dzień w moim rodzinnym domu. Dlatego też wracaliśmy z rodzicami samochodem całą drogę przez pół kraju. Siedem godzin jazdy. Co mój dzielny Holender przez ten czas zaobserwował? Co przyciągnęło jego uwagę? Co zdziwiło?

Oto jego spostrzeżenia z polskiego roadtrip ;)
  • Polskie drogi wcale nie są takie złe jak twierdzimy. Nie licząc parę krótkich odcinków, nasze główne drogi są w naprawdę dobrym stanie. Sama byłam w szoku, ale najwyraźniej przygotowania do Euro 2012 nie poszły w las (a przez las) i jakość naszych jezdni się znacząco poprawiła. Przynajmniej dróg krajowych. Po tej uwadze, mój tata postanowił pokazać Maurycemu polskie wyboje i skręcił w jakąś mniejszą lokalną drogę. Ależ nas tam wytrzepało. Nie mniej jednak Panie i Panowie, generalnie nie mamy już powodu wstydzić się naszych dróg. Skoro Holender je pochwalił... a każdy kto był w Holandii, wie jak wygląda tutejsza infrastruktura.
  • Ilość reklam jest porażająca. Rzuciło mu się to w oczy już przy jednej z pierwszych wizyt, ale uznałam, że przesadza. Potem mieszkając w Holandii też nie bardzo dostrzegałam tą kwestię. Dopiero po roku, podczas jednej z wizyt rzuciło mi się to w oczy. Setki tysiące banerów, billboardów, tablic reklamowych, szyldów. Na jednym ogrodzeniu potrafi wisieć ich cała galeria. Kiedyś wydawało mi się to najnormalniejsze na świecie. Teraz zaczynam rozumieć, jak taki oczopląs kolorów i sloganów może być rozpraszający dla oka nieprzyzwyczajonego kierowcy. W porównaniu z tym, holenderskie drogi mogą wydawać się takie puste i monotonne (jak zresztą tutejszy krajobraz).
  • Można śmiało skręcać na parking lub stację benzynową. W krótce po odebraniu nas z lotniska, musieliśmy zatankować. Tata wypatrzył najbliższą stację benzynową i płynnie zjechał z drogi skręcając na teren stacji. Maurycy mało nie podskoczył: "Twój tata ot tak sobie skręca??". "No a co ma robić?" nie bardzo rozumiałam o co mu chodzi. "A nie powinien się najpierw rozejrzeć w przód i w tył?? Przecież... a no tak... wy nie macie tu rowerzystów" nagle załapał, że podjazd nie przecinał żadnej ścieżki rowerowej. I gdzie tu ten dreszczyk emocji, że nagle niewiadomo skąd może wyskoczyć nam pędzący niczym strzała jednoślad ;)
  • Każdy dom jest inny. Polska zabudowa, szczególnie na wsiach jest bardzo rozmaita. Każdy dom jest z innej bajki i niczym nie przypomina sąsiedniego. Porozmieszczane są też nieco chaotycznie, w różnych odległościach od drogi. Przy tym wiele z nich jest bardzo dużych i samodzielnie stojących. Wytłumaczyłam mu, że to ze względu na wielopokoleniowe rodziny mieszkające pod jednym dachem. Bardzo mu się ten kaleidoskop podoba. W końcu spora to odmiana od holenderskich szeregowców z ciemnej cegły, pokrywających całe sąsiedztwa lub wręcz dzielnice. 
  • Krajobraz wcalenie jest taki odmienny... do czasu. Jadąc przez tereny nizinne, mijające za oknem widoki wcale nie różniły się mocno od tych holenderskich. Ot pola, łąki, płasko. Od czasy do czasu las... tyle że ciągnący się nieco dłużej. Im bardziej przemieszczaliśmy się na południe, tym bardzie teren zaczynał falować. W okolicach Kielc odzyskał magiczne górki i wzniesienia, tak speckakularnie urozmaicające naszą trasę. Ok, znowu jesteśmy w Polsce! 

17 komentarzy:

  1. Jak domy są różne ale ładne, to ok. Niestety w Polsce wiele jest strasznych koszmarków architektonicznych. I nie mam wcale na myśli wyłącznie starych domów. Wiele nowych to też, eufemistycznie mówiąc, osobliwości. Chociaż oczywiście piękne też są liczne. Ja wolę tutejszy ład architektoniczny, chociaż kolory zdecydowanie polskie. I niemieckie. Gdy ostatnio jechaliśmy do Stuttgartu, to też w pewnym momencie skomentowałam: "No, nareszcie jasne wsie". Ale słowo "urbanistyka" niestety w Polsce zostało zapomniane. Taki chaos powstaje, nawet na całkiem nowych osiedlach - nikt nie dba o spójność, że nie wspomnę o wpasowanie w krajobraz.

    No a te billboardy i reklamy to chyba dziś największa polska porażka. Mnie się to strasznie rzuca w oczy. Te tabuny reklam wzdłuż dróg! No i w miastach. Wszystko zasłonięte. Zauważyłaś, że nawet witryny sklepowe są inne. Tu (i w całej Europie) jest tylko nazwa sklepu, w Polsce często cała szyba jest wyklejona napisami, które wymieniają cały asortyment. A małe sklepiki mają często takie śmieszne folie zasłaniające witrynę. Kiedyś się zastanawiałam dlaczego. Teraz już wiem: bo wzdłuż szyby też są półki z towarem i głupio by wyglądało, gdyby z zewnątrz było to widać. Na szczęście coraz większej liczbie osób też ten cały galimatias przeszkadza. Jest już odnośne stowarzyszenie i jakieś akcje fejsbukowe. No i w dużych miastach referaty od "estetyzacji". Jak to mówią Niemcy: immer hin. Jeszcze kilka lat i dojdzie cywilizacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przyznam Ci się, że mi podoba się ta ciemna czerwono-brązowa cegła. Szczególnie jeśli idzie w parze z białymi liniami i framugami (ale to raczej w starszych budynkach z początku poprzedniego wieku). I farmy przerobione na domy. Podoba mi się holenderska wieś. W Polsce wychowałam się na wsi, więc kolorowe domy już mi się przejadły. Szczególnie, że ostatnio jakaś dziwna moda panuje na dość jaskrawe odcienie.

      Z tymi reklamami to widzę, że poważna sprawa. I wsumie słusznie, bo za dużo ich i za bardzo rozpraszają. Natomiast folie na sklepach zawsze przyprawiały mnie o ciarki... też mi estetyka. Trzymajmy kciuki zatem za tą reklamową cywilizację.

      PS. Skoro o reklamach mówimy. Jedna jeszcze rzecz bardzo uderzyła Mauryca: ilość reklam lekarstw i suplementów diety. Policzył, że w jednym bloku reklamowych tylko 5 reklam było o innej tematyce, a cała reszta to wszelkie Gripexy, Linea, witaminki i przeciwbólowe. Na jakich my hipochondryków wychodzimy!

      Usuń
    2. Ja też lubię holenderskie wsie.Właśnie za spójność. Kolor jest dla mnie trochę zbyt depresyjny, ale na wsi nie razi, bo odległości pomiędzy domami są większe i jest przyjemnie zielono. Na wsi są śliczne ogródki. W mieście jak dla mnie za ciemno, no i ogródki wyłożone ciemnym żwirkiem albo płytkami to porażka.
      Aco do reklam, to chyba po prostu sezon jest na te grypowe. Ale może to i racja, że mamy więcej farmaceutycznych w Polsce. Mnie osobiście najbardziej drażnią te ubezpieczeniowe dla emerytów.

      Usuń
    3. A ja się zastanawiam gdzie jest haczyk w tych ofertach ubezpieczeniowych dla emerytów. Bo na pewno nie chodzi tylko i wyłącznie o ofertę ubezpieczeniową. Gdzieś ta firma ubezpieczeniowa zarabia tylko gdzie....
      Generalnie mamy dosyć reklam tylko co z tym zrobić?
      Nawet na klatkach potrafią nam wywiesić plakat o jakiś marszach i niszczą nam ściany. Jak zdjęliśmy to następnego dnia był kolejny.
      Jak sobie Holandia poradziła z takimi reklamami na ulicy?

      Usuń
  2. no wreszcie..;) co do tych reklam przy drogach to zgadzam się w 100% to jakas masakra jest - jak tu sie skupic na jeździe..;-O

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak znajomy Francuz przyjechał do PL to się załamał i psioczył miesiąc na nasze drogi.
    Dobrze, że Twój ma odmienne zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe po jakich rejonach jeździł. O ile mniejsze lokalne czy niektóre regionalne pozostawiają jeszcze nieraz dużo do życzenia, tak krajowych chyba nie powinien się czepiać. Chyba że kierowcy też mu się dali we znaki i się ogółem załamał ;)

      Usuń
    2. Mało jeździsz złotko po polskich drogach. Drogi krajowe w Polsce moim zdaniem są kiepskie, jest jeszcze wiele krajowek w opłakanym stanie, a drogi lokalne, to w ogóle traggedia.

      Usuń
    3. Powiedziałabym nawet, że bardzo mało jeżdżę po polskich drogach, bo tam po prostu nie mieszkam ;) Wydawało mi się, że odcinek 500 km powinien być dobrym przykładem. Może trafiła nam się ta lepsza trasa ;) Przynajmniej te przelotowe drogi były bez większego zarzutu.

      Usuń
    4. Może rzeczywiście przelotòwki nie są takie złe, trochę przesadziłem. Natomiast w tym linku masz mapę stanu dróg krajowych i dróg wojewódzkich http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=1310317 , co teraz powiesz o stanie dróg? ;)

      Usuń
    5. Zatem mam już odpowiedź. Jechaliśmy trasą głównie zieloną ;) Ale dalej nie rozumiem tego mocno negatywnego nastawienia. Na mapie widzę mnóstwo zieleni! Oczekiwanie 100% doskonałych dróg jest trochę nierealistyczne. Nie tylko w Polsce...

      Usuń
    6. Taka już nasza polska mentalność, nigdy się nie dogodzi ;) pozdrawiam i szczęścia wam życzę :)

      Usuń
    7. Coś w tym jest... Dziękuję :)

      Usuń
  4. reklamy dają mi też po oczach od dawna. Nie dość że ich jest od groma i trochę to na dodatek są brzydkie i brudne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niedawno po dłuższej przerwie przyjechałam do Polski i jadąc ulicami Krakowa też byłam przerażona ilością reklam, bilboardów.....

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój Holender bardzo się zdziwił tym, jak 'imprezujemy' i z jaką swobodą przyjmujemy najbliższych przyjaciół. Traktujemy ich jak rodzinę, więc mogą spędzać u nas dużo czasu, jeść z nami posiłki,a nawet nocować. U nich to tak nie wygląda. A drugą rzeczą było to, że KAŻDY kto do nas przyszedł to zdejmował buty w korytarzu, ot! takie nienaturalne. ;) Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, taak te buty. Na początku musiałam zawsze go upominać, żeby zdjął buty. Teraz jak odwiedzamy moich rodziców sam pamięta. Ale w naszym mieszkaniu nikt butów nie ściąga :D Swoją drogą czasem mnie śmieszy obsesja niektórych Holendrów na pounkcie podłogi: Nie daj Boże, żeby się woda wylała, albo coś przesunąć. Nasłuchałam się też o kocich pazurkach... Ale jakoś chodzenie po domu w szpilkach i butach po deszczu nikomu nie przeszkadza ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...