Wkurza Was marnowanie jedzenia? A składników na ich ugotowanie? Mnie strasznie... Ile to razy chciałam coś pysznego upichcić, ale w sklepie dostępne były tylko za duże opakowania potrzebnych mi składników. Jest nas tylko dwoje, więc nie potrzebuję rodzinnej paczki. W efekcie resztki składników chowałam do lodówki i po jakimś czasie wyrzucałam, bo się najzwyczajniej zepsuły. Bardzo to nieekonomiczne, ale co poradzić, że nie mieliśmy ochoty jeść tortilli dwa dni pod rząd...
A może inaczej... Jesteście zabiegani, zapracowani, mieszkacie sami i do tego jesteście totalnym antytalenciem kulinarnym? W dzisiejszych czasach da się mimo wszystko łatwo przeżyć. Knajpek i restauracji cała masa, kafeterie z fast-foodem i chińczyk na wynos na każdym kroku, a supermarkety oferują gotowe dania. Wystarczy tylko podgrzać lub zmieszać dwa składniki. Da się? Da się! Pytanie tylko jak długo. Prędzej czy później zamarzy się nam porządny domowy obiadek, aromatyczna pieczeń czy gulasz (a ja znowu z tym gulaszem... chyba będzie trzeba wpisać w menu). I co tu zrobić?
Dla wszystkich mieszkających w Holandii mam wspaniałe rozwiązanie. Maurycy niedawno powiedział mi o pewnej stronie internetowej. Nazywa się thuisafgehaald.nl i jest świetnym sposobem na rozwiązanie powyższych problemów, a nawet poznanie sąsiadów.
O co w tym wszystkim chodzi? Zarejestrować się za darmo może każdy. Lubisz gotować? Zatem wrzucasz parę swoich przepisów do własnego profilu i jesteś oficjalnie kucharzem. Inni mogą zobaczyć co pichcisz i zamówić sobie porcję Twoich pyszności. Ustalasz dokładnie, którego dnia planujesz dane danie ugotować i w jakich godzinach można je odebrać. Obliczasz koszty jednej porcji i voila! Ty nie masz zmarnowanych składników (wręcz zwraca ci się część ich kosztów), a ktoś inny radośnie zabiera Twoje smakowitości do domu, żeby tam się nimi delektować. Genialne, czyż nie?! Jeśli nic nie planujesz gotować i dzielić się, zawsze możesz mieć swoje przepisy we własnym menu. A nóż ktoś cię poprosi o przygotowanie dania dla niego. Jesli nie masz czasu, wcale nie musisz się zgadzać. Czyż nie jest to piękna idea?
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie przetestowała. Na pierwszy ogień poszło ciasto. Uwielbiam piec, ale dla nas dwoje (a właściwie dla mnie, bo na Maurycu słodkości nie robią wielkiego wrażenia i czasem muszę się prosić "no zjeeeedz kawałeczek") to za dużo zachodu. Co innego, gdy mam na to dodatkowych odbiorców. Poinformowałam na stronie, że w piątek zamierzam upiec Key Lime Pie. Zgłosiła się urocza pani, prosząc o dwa kawałki. Cudo! I byłoby pięknie, gdyby nie upalna pogoda i cholerna bita śmietana, która stopiła się w słońcu, zanim zdąrzyłam ciasto dobrze pokroić. Aaaaa... co za upokorzenie!
Na całe szczęście owa pani była bardzo wyrozumiała. Zaczęła się śmiać i pocieszać, że takie wpadki zdarzają się cały czas. W końcu nie jesteśmy profesjonalnymi kucharzami. Zapłaciła za swoje porcje, zabrała ciacho do domu i następnego dnia wystawiła mi bardzo pozytywny komentarz, że bardzo jej smakowało i czeka na moje kolejne kulinarne akcje. Ach, jakże takie coś motywuje ;)