- Kochanie, muszę cię poprosić, żebyś przestała robić mi kanapki do pracy - parę dni temu wydusił z siebie Maurycy.
- Czemu? Nie smakują ci moje kanapki - zapytałam zdziwiona.
- Nie, smakują. Ale chyba za bardzo mnie rozpieszczasz...
Stało się. Nawet on sam to zauważył. Rozpuściłam swojego Holendra! A tyle co tydzień wcześniej znajoma mnie przestrzegała "Nie zepsuj sobie Holendra!". Na szczęście jest to jeszcze proces odwracalny. A przynajmniej jest nadzieja, skoro on sam to zauważył.
O co chodzi z tym psuciem Holendrów? Chyba każda kobieta będąca w związku z takowym wie, co mam na myśli. Holendrzy to dość dogodny materiał na męża/chłopaka/partnera/zwierzątko domowe, zwał jak chciał. Wychowany w świecie związków partnerskich, równouprawnień i wyemancypowanych feministek wie, że podział obowiązków domowych to coś bardzo naturalnego i że jego rola w domu nie ogranicza się do założenia kapci i zagnieżdżeniu się na kanapie po powrocie do pracy. On nie nie nie... Holender często pomaga w sprzątaniu, gotowaniu itp. I niby wszystko pięknie, prawda?
Otóż tu pojawia się znienacka potwór "polskiej gospodyni domowej". Nauczone przez mamusie, piękne Polki są zwykle też dobrym materiałem na panią domu. Wszystko wysprzątają, obiad ugotują, ciasto upieką przed wizytą znajomych, kanapki swemu mężczyźnie do pracy przygotują. Słowem: zadbają o niego tak, żeby mu niczego nie brakowało. I tu zaczyna się psucie. Holender szybko się przywzyczaja i zaczyna traktować ten dar z niebios jako coś oczywistego. Skoro jego talen kulinarny ogranicza się do zmieszania na patelni gotowych półproduktów z Albert Heijn'a, to czemu miałby wchodzić w drogę swej ukochanej przygotowującej właśnie soczystą pieczeń czy dopieszczony gulasz (i to z podstawowych składników, a więc zdrowiej i taniej!). Nasza umowa z Maurycem była prosta: ja gotuję, ty zmywasz i odwrotnie. Z czasem jednak to zmywanie zaczęło się pojawiać coraz rzadziej, a ja coraz częście znajdywałam rano garnki w zlewie...
- Zmęczony po pracy byłem! - komentuje
- Spoko, ale ja też nie wyleguję się na kanapie całymi dniami... czastem też jestem zmęczona i mógłbyś mi pomóc nieco więcej...
- No przecież opłukałem naczynia!...
Taaaak... I dochodzimy do kolejnego powodu, dlaczego polska potencjalna gospodyni domowa daje za wygraną i nawet już nie prosi o pozmywanie naczyć. Przeciętny Holender mojej generacji jest potwornie nieudolny w wykonywaniu tej, wydawałoby się prostej czynności. Ze względów ekonomiczno-ekologicznych (lub przywzyczajenie wyniesione z domu) napełnia zlew/miskę pełną wody i wszystkie naczynia myje w tejże wodzie. O opłukaniu w czystej nie ma mowy (ok, może i powinno się tak zmywać, żeby nie marnować wody, ale po przeprowadzeniu małego eksperymentu okazało się, że zmywając pod bieżącą wodą zużywam mniej więcej tyle samo co on). Pierwszy talerztak umyty jest lśniąco czysty. Ostatni woła o pomstę do nieba. Widząc te naczynia wolę już sama pozmywać.
Jednak z koleżanek postanowiła udowodnić kiedyś mężowi, że takie zmywanie do niczego się nie nadaje. Po umyciu przez niego wszystkich naczyć, Lucy wzięła na czystszą, najbielszą ścierkę jaką w domu znalazła i zaczęła wycierać talerze do sucha (swoją drogą również częsta praktyka w Holandii). Po skończeniu pokazała ścierkę rodzinie. Po bieli śladu nie było, nastomiast dopatrzyć się można było przeglądu całego obiadu. Wtedy dopiero zrozumieli.
-Czemu leżysz jeszcze w łóżku? - zapytał rano zaskoczony Maurycy po wyjściu spod prysznica.
- Przecież powiedziałeś, żeby ci już nie robiła więcej kanapek do pracy... - wymamrotałam spod kołdry.
- Ale, ale.... ach czemu ja wogóle powiedziałem coś tak głupiego! - marudził pod nosem w drodze do kuchni.
Ciężka to praca, ale niestety trzeba czasem zacisnąć zęby i Holendra tresować, żeby nie zepsuć go na dobre ;)
Justynko kazdego faceta (obojetnie skad on pochodzi) trzeba tresowac i to od poczatku najlepiej :D Ja sobie tak rozpiescilam, ze brak slow, ale madry Polak po szkodzie i zabralam sie za naprawianie bledow. Widac progres :) A tak w ogole to moze warto zainwestowac w zmywarke, przynajmniej nie trzeba sprawdzac po nich czy naczynia sa czyste.
OdpowiedzUsuńNo muszę przyznać rację, że facet bez tresury to marny pożytek ;) Przyznam, że teraz oboje zaczynamy marzyć o zmywarce, tylko nie bardzo jest miejsce na nią w naszej kuchni :( Za to obiecujemy sobie, że w następnym domu jak się kiedyś przeprowadzimy będzie zmywarka :D Powodzenia z damage control ;)
Usuńhehehe..cięzka praca z tą tresurą, ile to się człowiek napracowac musi,zeby sobie odpowiednio wychować...;) No ale TY masz łatwiej, bo musisz tylko utrzymać odpowiedni stan, nie psuć..:D
OdpowiedzUsuńOtóż to! Nawet teść mi dziś przyznał rację (tym samym trochę sobie schlebiając ;D), że przynajmniej mam co utrzymywać i doszlifować, bo Mauryc dobry przykład z domu wyniósł z podziałem obowiązków :D
UsuńZgadzam się z toba w 100%. Dokładnie jest jak piszesz, i ja tez swojego troszke rozpuscilam, ale tylko z gotowaniem, bo faktycznie wole moj dopieszczony gulasz niz znowy ryz z warzywami...ale za to on zawsze zmywa tzn wklada rzeczy do zmywarki po obiedzie, ten podzial rol byl od poczatku i na razie nic sie nie zmienilo, za to w sobote, ja jade na zakupy a on sprzata, wiec narzekac nie moge :) w Polsce takich okazów jak na lekarstwo :) Takze dziewczyny szukajcie mezow w Holandii :)
OdpowiedzUsuńAch i znowu ta zmywarka... pozazdrościć ;)
UsuńZmywanie naczyń w misce? Miałam wrażenie, że dość dużo holenderskich kuchni odwiedziłam i w każdej z nich widziałam zmywarkę ale teraz stwierdzam, że mało wiem o życiu w NL :D:D:D
OdpowiedzUsuńMoże nie miałaś wiele okazji odwiedzić tych bardziej budżetowych i technologicznie niezaawansowanych kuchni ;) JEst ich rzeczywiście nie wiele, ale już nie raz widziałam takie zmywaniowe ewolucje :D
UsuńOj Justynko, wydaje mi się, że tak trzeba pracować nad każdym facetem, nie tylko Holendrem :) Twój Holender przynajmniej trochę poczuwa się do obowiązkow domowych, wielu Polaków nawet tego niestety nie potrafi! :)
OdpowiedzUsuńI o to właśnie mi chodzi ;) Holendra nawet nie trzeba szczególnie przyuczać, zwykle wystarczy oszlifować jak diamencik. Ważniejsze to nie zepsuć tego nad czym holenderska rodzina latami pracowała :D
UsuńPolak, Holender, Belg czy Francuz, gatunek meski pozostaje taki sam :p baardzo przekornie, ale coz, pisze to z obserwacji, choc musze sie przyznac, ze sama nie mam co narzekac ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak jest z Francuzami i Belgami, ale holenderski gatunek męski jest nieco bardziej udomowiony niż przeciętny Polak. Tak by przynajmniej wynikało z moich obserwacji ;)
UsuńW sumie masz racje, Polacy sa mniej udomowieni...
UsuńBardzo dobry tekst! Muszę go pokazać mojemu jeszcze-nie-do-końca-zepsutemu Holendrowi ;)
OdpowiedzUsuńHa ha dobre. Ale nie przejmuj się - nie tylko z Holendrem tak jest - ja z Indianą mam podobnie ;). Niezwykle samodzielny. Ale głównie wtedy jak mnie nie ma obok ;).
OdpowiedzUsuńU nas od 2 lat zmywa zmywarka i wiwat temu wynalazkowi.
PS. Świetnie to napisałaś. No i... nie wychodź spod kołdry, nie psuj do końca swojego Holendra (ja swojego M. popsułam - ale na pewno nie do końca!) ;-).
Świetny artykuł! Wspaniały! Ale prawda!:)
OdpowiedzUsuńprzeciez to sa sknerusy, nic ci nie kupia chyba zebys miala bez butow chodzic to moze by sie zlitowal...
OdpowiedzUsuńBez przesady. Może nie trwonią pieniędzy na prawo i lewo szczególnie na początku znajomości. Ale jak się już oswoją, jakoś problemu wielkiego już nie mają. Zresztą ja wolę sama na zakupy chodzić :)
UsuńBardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuń