niedziela, 26 października 2014

Trzy wesela

Parę dni temu moja przyjaciółka wyszła za mąż. Było to trzecie wesele, w którym uczestniczyłam w tym kraju. Średnio wychodzi jedno wesele na rok... Niezła statystyka biorąc pod uwagę, że to także dopiero trzecia para z grona maurycowych znajomych, która wzięła ślub. I wszystkie trzy pary dokonały tego w tym roku. Jedyne zaprzyjaźnione pary jakie tu w Holandii do tej pory znałam, to rodziny Żon Marnotrawnych oraz dwóch polskich koleżanek. 

Co więcej wszystkie trzy wesela bardzo różniły się od tego, do czego przywykłam w Polsce. O pierwszych spostrzeżeniach mogliście przeczytać przy okazji ślubu Renee i Hilberta. Od tamtego momentu bardziej już przywykłam chyba do holenderskich zwyczajów, bo kolejne wesela nie wywołały już we mnie zdziwienia. Ku mojemu zdziwieniu teraz... 


Co zatem zaobsewrowałam? Czym różniły się te imprezy od naszych hucznych polskich wesel? 
  • Brak rozrzutności. Chyba nikogo już nie dziwi, że skoro Holendrzy na codzień są raczej oszczędni, to i w dzień ślubu nie szastają pieniędzmi na prawo i lewo. Nie znaczy to, że na wszystkim starają się oszczędzać. W końcu dla nich to też bardzo ważne wydarzenie, uczczenie wielkiego życiowego wyboru. Nie spotkałam się jednak do tej pory z naszym słynnym "zastaw się, a postaw się". Żadnych uginających się od jedzenia stołów, luksusowych samochodów, zamków, pałacyków czy dworków. 
  • Skoro o jedzeniu mowa... Tu sprawa już zależy jakiej kategorii gościem jesteśmy. Jeśli rodzina lub bardzo bliscy przyjaciele - zostajemy zaproszeni na obiad po samej ceremonii. Jeśli nasze więzi z Młodą Parą są nieco luźniejsze - przychodzimy później na samą imprezę. Choć impreza to może trochę dużo powiedziane. W tym przypadku lepiej też zjeść solidny obiad w domu, bo na weselu co najwyżej raz na jakiś czas przejdzie kelner z tacą bitterballen, tartaletek, klopsików mięsnych oblepionych w sosie itp. Na więcej niż hapjes lepiej nie liczyć. A przecież nie dobrze pić na pusty żołądek. 
  • Alkohol. A no właśnie. Podczas gdy w Polsce goście wznoszą toasty za zdrowie Młodej Pary kolejnymi kieliszkami wódki, Holendrzy popijają swoje małe piwka tudzież lampki wina. Ewentualnie może się zdarzyć prawdziwe szaleństwo w postaci baru, ale i tam wybór drinków będzie zapewno ograniczony. Przypominam sobie tylko Jack'a z colą. 
  • I owe przekąski i napitki spożywa się oczywiście na stojąco. Pomijając część obiadową, na którą można być zaproszonym, reszta wesela ma charakter typowo holenderski. Pojedyncze wysokie stoliki, gdzieś tak jakaś sofa czy dwie, kilka siedzisk. Żadnych stołów i biesiady. Goście mają krążyć między sobą. Pewnie dlatego widuję tu znacznie mniej szpilek, niż na polskim weselu. 
  • A skoro o obuwiu i ubiorze mowa... ach mój ulubiony temat. Jeans, botki, trampki i wygoda. Zawsze znajdzie się choćby garstka gości, którzy będą prezentować się bardzo casual. Choć tutaj wiele zależy chyba od samej Pary Młodej oraz ich znajomych. Wyjątek stanowiło właśnie ostatnie wesel, gdzie każdy z gości był odświętnie ubrany. Wiem, że napewno bardzo ucieszyło to Esther, bo ma podobne przekonanie do nas (Polaków). Ślub to wyjątkowy dzień i należy go w szczególny sposób uczcić. Codzienny wygląd można na te kilka godzin odwiesić na wieszak, na rzecz eleganckiej sukienki i garnituru.
  • Co natomiast odnośnie samej zabawy? Muzyka oczywiście jest. Mały zespół lub DJ radośnie przygrywa gościom i... utrudnia im ich ukochane dyskusje! Czyli sytuacja jak w przeciętnym barze. A skoro wszyscy goście stoją ze swoimi piwami w dłoni, to a) nie bardzo jest gdzie tańczyć, b) nikt się szczególnie nie garnie do tańczenia. Wolą zwyczajnie rozmawiać przez większość wieczoru. Dopiero później, gdzieś po 22:00 bardziej się rozluźniają i kończyny zaczynają podrygiwać w takt muzyki. 
  • Długo to podrygiwanie jednak nie trwa, bo holenderskie wesela kończą się nie długo po północy. Nie to co nasza całonocna balanga. Czy Holendrzy właściwie potrafią się bawić? ;)
  • Krótkie wesela potrafię zrozumieć, jeśli odbywają się w środku tygodnia. Tak tak... Esther powiedziała (nie)sakramentalne tak w środę. Najczęściej jednak wesela odbywają się w piątek. Najekonomiczniej natomiast jest w poniedziałek. Wtedy ślub w urzędzie można wziąć za darmo. Im bliżej weekendu, tym drożej.
  • Dobrze przeczytaliście - ślub to nie sakrament i najczęściej odbywa się w urzędzie. Tudzież gdzieś indziej, ale w obecności pracownika urzędu stanu cywilnego. Jedna z naszych par w tej kwestii nieco zaszalała: wzięli ślub w kościele... ale cywilny. A kościółek był zwyczajnie wynajęty na tą okazję. Wyobrażacie sobie w Polsce księdza, który na taki wynajem by się zgodził? Śluby kościelne oczywiście i tu się zdarzają. W końcu wierzący Holendrzy też jeszcze istnieją. Tylko ja jakoś ich jeszcze nie poznałam. 
  • I na zakończenie kilka słów o lokalach. Jak wspomniałam wyżej, zamki i dworki jeszcze się pojawiły wśród naszych zaproszeń. Ale najwyraźniej to nasi znajomi zwyczajnie należą do tych bardziej oszczędnych ;) Jak bowiem wynika z listy najczęście przeglądanych lokalizacji na stronie Top Trouwlocaties.nl ponad połowa pierwszej 25 to właśnie zamki i innego typo posiadłości. A co poza nimi cieszy się popularnością? Stare farmy (boerderij), restauracje, śluby na zewnątrz, np. na plaży, w ogrodzie itp. Nawet żaglowiec się znalazł!
A jakie są Wasze wrażenie z holenderskich ślubów? Podobnie na luzie czy z większym przepychem? 

1 komentarz:

  1. W sumie to chyba podobałby mi się taki ślub na luzie - bez spinania się. Swój własny (dawno temu) wspominam jako bardzo męczący - wielkie wesele, upał, stres, mnóstwo pracy. Na pewno nie chciałabym przeżyć tego jeszcze raz w taki sam sposób.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...