Nareszcie! Obroniłam się. Skończyłam te ciągnące się w nieskończoność studia. W hostelu zostały mi już tylko cztery nocki do przepracowania. Teraz mogę się skupić na przygotowaniach do wakacji i przeprowadzki jesienią.
Maurycy już szaleje. Podsyła mi linki do uroczych lokalizacji w Chorwacji i Słowenii. "Ot takie rozeznanie tylko", bo rezerwacje noclegów to moja działka. On odpowiada za samochód. Sprawdza wszelkie kursy holenderskiego dla obcokrajowców w Nijmegen oraz możliwości dofinansowania tej nauki przez Urząd Miasta. Poszerza kręgi znajomych, żeby wybadać szanse na znalezienie przeze mnie pracy w Holandii. Ostatnio nawet zaproponował mi rozpoczęcie kolejnych studiów tam (kiedy ja jeszcze zmagałam się z administracją polskiej uczelni chcąc obronić wreszcie tego magistra). Wczoraj nudząc się w pracy przeglądał ofertę Ikei, żeby znaleźć szafę, która pomieści całą moją garderobę!
Wszystko ładnie, pięknie. Cieszę się, że się tak stara i mu zależy, żeby jak najbardziej ułatwić mi nowy początek w nowym kraju. Wiem, że nie zostawi mnie z tym wszystkim na lodzie i jestem mu za to wdzięczna. Ale. Dajże mi chwilę odetchnąć! Dopiero co skończyłam naukę i zamknęłam jeden rozdział. Zanim wezmę się za kolejny, chciałabym tak tydzień, dwa na moje dolce far niente, a nie stresowanie się tym, co i tak niedługo zmąci mój spokój. A następne studia to w tym momencie ostatnia rzecz o jakiej chcę słuchać.
Na szczęście do września jeszcze sporo czasu.