Ser? Jest. Dropjes? Są. Stroopwafels, piwo? Wszystko spakowane. Tylko hagelslag brakuje. Rany, czuję się jak klasyczna przedstawicielka rasy: Holender na wakacjach. Z tą różnicą, że ja pakuję te wszystkie rzeczy jako upominki dla rodziny. Tak, tak, za kilka dni jedziemy w odwiedziny do Polski. W końcu nam też się parę dni wolnego w środku lata należy ;)
A skoro o lecie mowa, to warto wspomnieć o tym jak Holendrzy najchętniej spędzają swoje wakacje. Mianowicie: na kempingu gdzieś we Francji. To ultraholenderski urlop. Chyba każdy z Wiatrakowa spędził choć raz letnie wakacje jako dziecko pod namiotem w Prowancji, Akwitanii lub francuskich Alpach. To właśnie najpopularniejsze regiony. Ktoś może się teraz oburzyć, że to jakiś stereotyp... Może i tak. Ale słuszny. Co roku blisko 3-4 miliony Holendrów pakuje manatki i jedzie na południe Francji! Ten motyw pojawił się w prawie każdej holenderskij książce, jaka wpadła mi w ręce (ok, nie czytam dużo po holendersku, częściej po angielsku lub polsku, ale to też jakaś tam statystyka, no nie?).
Źródło: www.reisgraag.nl |
Czemu kemping zatem? To już ciężej wyjaśnić. Zapewne dlatego, że to świetny sposób na rodzinne wakacje. Do tego luz, swoboda i blisko natury. A dzieciaki to uwielbiają. Kto z nas nie lubił spać w namiocie?! Ale nie bądźmy naiwni, że takie wakacje spędzane są w prymitywnych warunkach. Oj niee... Holendrzy są uzbrojeni w pełny ekwipunek. Jeśli nie jadą kamperem lub z przyczepą kempingową, ale z namiotem, to i tam samochód wypchany jest po brzegi i obwieszone rowerami. Kuchenta turystyczna i/lub kociołek, składane stoliki, krzesła, garnki, cała zastawa i wszystko co tylko mogłoby się im przydać. Co nowocześniejsze kampery mają wręcz płaskie telewizory. Ach no i oczwiście jedzenie!
- Kiedy w dzieciństwie jeździliśmy do Francji z rodzicami, cały bagażnik wypełniony był pudłami z jedzeniem - wspomina Mauryc. - Braliśmy wszystko co się da.
I rzeczywiście większość rodzin postępuje w ten sam sposób. Zabierają swoje ulubione produkty, takie jak dropjes, hagelslag, pindakaas i ser. Można się w sumie spodziewać, że tych smakołyków nie będzie się łatwo dało nabyć za granicą. Jednak to nie wszystko: całe worki ziemniaków, kawa, herbata (bo ta wiatrakowa jest przecież najlepsza), zgrzewki napojów i papieru toaletowego, puszki lub słoiczki z erwtensoep, musem jabłkowym, pasztety... Powody są różne... jedni obawiają się, że nie kupią poza Holandią tych rzeczy lb będą one droższe niż w domu (choć w rzeczywistości są zazwyczaj wręcz tańsze). Innym nie odpowiada smak, tudzież są przyzwyczajeni do swojej małej czarnej Douwe Egberts. Ze wszystkich wymówek jak obstawiam najzwyczajniejszy holenderską oszczędność i pragmatyzm.
Słysząc te historie w pierwszym momencie zawsze chce mi się śmiać. Ale z drugiej strony, czy my Polacy jesteśmy aż tak inni? Przyznać się kto nie pakował całego zapasu konswer jadąc na rodzinne wakacje ;) Jedno tylko jest pewne: Polacy znacznie mniej cenią sobie wakacje pod namiotem, niż Holendrzy. Może dlatego, że nam znacznie dalej do Francji?