Holendrzy uwielbiają kawę... Są zaraz po Skandynawach i Austriakach najbardziej kawopijnym narodem. Jeśli w biurze zepsuje się automat do kawy, wszyscy wpadają w panikę i osowiałość, a chaos bierze górę. Czasem zaczynają się też pielgrzymki na inne piętro biurowca ;) Oczywiście jest to zazwyczaj zwykła, czarna kawa. Żadnych udziwnień, upięknień czy innych fanaberii, jak na holenderską pragmatyczną modłę przystało. Napój ma być praktyczny i tyle. Stąd również herbata zwykle jest czarna.
Brzmi nudno prawda? Okrooopnie... Aż mi się nie chce moich holenderskich gości pytać, czego by się napili, w obawie, że usłyszę takie usypiająco-dołujące zamówienie. Ale jest jeden mały szczególik, który zawsze wywołuje u mnie mały uśmiech. Mianowicie: nazewnictwo owych napojów. Holendrzy lubią wszystko nazywać po swojemu i najchętniej dobitnie. Dlatego też czarna herbata nazywana jest gewone thee (czyli normalną herbatą, co jeszcze jestem w stanie zrozumieć, bo w Polsce też się tak czasem mówi), a kawa z mlekiem... koffie verkeerd. Niewłaściwa kawa.
Zła kawa czy chcesz taką specjalnie? |
Już widzę oczyma wyobraźni, jak dawno, dawno temu pewien Holender, widząc jak inny dolewa do czarnego nektaru odrobinę mleka, złapał się za głowę i wykrzyknął: "Co ty wyprawiasz?! Źle tą kawę robisz. Toż to niewłaściwy sposób!". Tak jakoś się przyjęło i teraz każdy, kto lubi latte czuje się jak odmieniec i niedouczony dziwak, kiedy zamawia swoją "niewłaściwą kawę". Mleka mu się zachciało? Wstyd i hańba ;)
A propos zamawiania napojów. Na pierwszy rzut oka karta w knajpie może trochę dezorientować. Czym właściwie się różni sinaasappelsap od jus d'orange? I jedno i drugie znaczy sok pomarańczowy, zatem czemu cena taka różna? Odpowiedź jest bardzo prosta: jus d'orange to świeżo wyciskany sok z pomarańczy, podczas gdy ten drugi jest sokiem butelkowym (tudzież kartonowym). I po co te dziwne utrudnienia? Czyżby w języku holenderskim nie istaniało wyrażenie "świeżo wyciśnięty"? Ano pewnie, że istnieje... vers geperst. Ale można z czasem zauważyć wesołą zależność. Nawet jeśli w języku ojczystym istnieje właściwy odpowiednik, jeśli Holendrzy chcą podkreślić fantazyjność i ekskluzywność danej rzeczy, odniosą się do języka francuskiego. W końcu zwykłe "świeżo wyciśnięty sok" brzmi tak prymitywnie, a stoep jakoś tak prostacko. A można tak finezyjnie: trottoir, choć nie zmienia to faktu, że wciąż mowa o tym samym, prostym... chodniku ;)
Soki sokami, dla mnie pewne wyzwanie stanowiło rozszyfrowanie menu w poszukiwaniu... wody. No bo jak to tak... czemu nie ma nigdzie water czy choćby uniwersalnego aqua? Zamiast tego jest spa. To my będziemy pić, czy się w basenie relaksować? Ok, ok... To jeszcze nie było takie skomplikowane. Ale które to woda niegazowana: spa rood czy spa blauw?? Ja nie chcę żadnej czerwonej wody! Dzięki Bogu nasza współlokatorka z okresu wczesno-przeprowadzkowego zawsze pijała wodę gazowaną. I tak jakoś mi się zapamiętało, że etykieta była zawsze czerwona. A idźcie wy do diabła z tymi swoimi kolorami ;)
Hahah też piję niewłaściwą kawę. Nie miałem pojęcia, że tak nazywają tu kawę z mlekiem! Ale zauważyłem za to kilka innych rzeczy:
OdpowiedzUsuń1) Kawę pijają w dużych ilościach, ale zawsze w małej filiżance. Dla nich ekspres Senseo to w wielu domach wyznacznik dobrej kawy. Ciężko u nich o kawę w kubku, a duże ilości kawy na raz to tylko, jeśli zamówicie latte albo cappuccino.
2) Nie zgodzę się z tym, że wszyscy piją czarną. Czy też: wszyscy zamawiają czarną, a później ukradkiem dosypują do niej cukru i dolewają śmietanki. Ale tylko odrobinkę. A ja tu sobie lubię taką mocno mleczną wypić... Ale jak nie jest mi to dane, to chętnie wychłeptam cappuccino. ;)
3) ILOŚCI kawy, jakie pochłaniają, są ciężkie do wyobrażenia. 10-15 kubków dziennie? Nic dziwnego. Znam kogoś, kto wypija ich w porywach do 20-kilku. Dużo za dużo według mnie.
4) Kiedy do kawy zaoferują Ci ciasto - bierz. Bo drugi raz nie zaproponują. I zaproponują JEDNO. W końcu to ciastko (liczba pojedyńcza), a nie ciastkA. ;)
Oczywiście, nie wszyscy piją tylko czarną, znam osoby, które bez mleka nawet po filiżankę nie sięgną. Jednak ci czarno-pijcy są zabawniejszym tematem, bo nawet się nigdy nie zapytają JAKĄ kawę chcesz i jeśli poprosisz o mleka patrzą zdziwieni, albo wręcz lekko poirytowani :D I to wielka prawda co piszesz... zawsze w małych filiżankach (lub papierowych kubeczkach). Ja to tak jak Ty bardzo od nich odstaję z moją wielgachną filiżanką cappuccino :D A ta ilość jest porażająco... niezdrowa. Ja zawsze myślałam, że moja mama sporo kawy pija, jeśli robiła sobie trzecią filiżankę jednego dnia ;)
UsuńKwestia ciasteczek jest genialna. Trzeba się nauczyć schować polską skromność i grzeczne wychowanie do kieszeni i brać co biorą! Z drugiej strony się z nimi zgadzam... mów co myślisz/chcesz, bo nikt się dwa razy nie zapyta ;)
Oni sa jednak na prawdę dziwni. Co kraj to obyczaj, ale niektórych nie zrozumiem choćbym chciała. A kawa niewłaściwa mi akurat pasuje, bo ja nie pijam:)
OdpowiedzUsuńgewoon czyli normalna, prosta? Przemycanie francuskich slowek do holenderskiego baaardzo mi ulatwia sprawe :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie na plus dla Ciebie ;) A jakby się uważnie przyjrzeć, to jest ich całkiem sporo ;)
UsuńDla mnie najgorzej jest z mlekiem. Nie wiem, czy zauważyliście: zwyczajne mleko używane jest do kawy tylko gdy można je spienić w ekspresie. Jeśli dolewają mleka po prostu do kubka, to nie jest to normalne mleko z kartonu, tylko koffie melk czyli mleko skondensowane, które może stać długo otwarte (więc nie wiadomo, czy tam jakieś konserwanty nie siedzą). Nie cierpię.
OdpowiedzUsuńMasz absolutną rację. I choć nawet lubię to mleczko skondensowane w smaku, to kawa bez mlecznej pianki traci dla mnie w oczach i wolę już herbatę. Zatem jeśli kawa to tylko ze spienionym mlekiem :D
UsuńO rety, mnie to by chyba w tej Holandii zawiązali w kaftan albo wysłali do egzorcysty... Bo ja to jak piję kawę, to koniecznie musi być z mlekiem i cukrem, żeby broń boże nie było czuć smaku kawy! Taka zbożówka w smaku, to jest to! A herbata? Czarna jak najbardziej, może być... no ale nie zwykła! Z morelką, a może ananaskiem? :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym co napisałaś o herbacie obiema rękami! :) Herbatki smakowe to jest to. I oczywiście prawie nikt z rodziny Mauryca, ani jego znajomych nie rozumie po co mi tyle różnych, dziwacznych smaków ;D
UsuńPrzeczytałam! Przeczytałam całego bloga, zajęło mi to zgoła pół dnia, ale nie żałuję z tego ani sekundy. Jako przyszła mieszkanka Utrechu (jeszcze tylko 15 dni!) spragniona jestem czysto praktycznych informacji jak się w tym holenderskim przybytku odnaleźć. Swoimi spostrzeżeniami dałaś mi to, czego w całych internetach znaleźć nie mogłam - wizerunek Niderlandów z perspektywy osoby świeżej, fajnie rozumującej, posiadającej obawy, ale i wielkie chęci. No i sposób pisania gładki uroczo. Po przeczytanych pierwszych kilku notatkach dodałam Cię do ulubionych i pewnie już Cię stamtąd nie wyrzucę ;) Pisz więc pisz jak najczęściej, najgęściej. Poza tym, jak już tam zjawię i ogarnę, a Ty będziesz odwiedzała Utrecht, proponuję herbatę i rozmowę ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię z tej Polszy zimnej, w której pierwszy śnieg spadł i pewnie jak co roku zaskoczy kierowców :)
Och serce rośnie od takich komentarzy! :) Niezwykle się cieszę, że mogłam pomóc i że spodobał Ci się nasz nibylandiowy blog. Utrecht to przeurocze miasto. Od jakiegoś czasu, gdzieś tam nam po głowie chodzi, czy nie przeprowadzić się tam może w przyszłości. Tak czy inaczej na herbatkę chętnie się spotkam, kiedy już tu przybędziesz.
UsuńPozdrawiam cieplutko (choć tu też dość zimnawo.. brr)
A to mnie zagięłaś to holenderską kawą...
OdpowiedzUsuńPrzypomnialo mi sie jak kiedys wybralysmy sie z kolezanka do Hoorn na zakupy. Zmeczylo nas to chodzenie z torbami, z jezykiem na brodzie wiec zaszlysmy do knajpki napic sie piwa. Siki Weroniki ale nie o to chodzi. Kiedy zaspokoilysmy swoje pierwsze pragnienie poczulysmy niedosyt i poprosilysmy o jeszcze jedna szklaneczke. Jakiez bylo moje zdziwienie, kiedy pani zanuzyla nasze puste szklaneczki w zlewie napelnionym brudna woda, zabeltala lekko i wyjawszy je z tych pomyj nalala nam piwko. Zwrocilam jej uwage, ze obowiazuje chyba jakas higiena, ale tylko mnie ofuknela zupelnie nie rozumiejac o co mi chodzi. Nie skorzystalysmy naturalnie z tego piwa a ja mialam zepsuty humor do konca dnia. Dowiedzialam sie pozniej, ze to u holendrow normalne. Oszczednosc wody i plynu.
OdpowiedzUsuńMnie też to bardzo zaskoczyło, kiedy zaobserwowałam podobne płukanie szklanek w knajpie. Ale jak już wspomniałaś to nagminne i trzeba się chyba przyzwyczaić. Albo chodzić do dobrych knajp, gdzie najpierw szklanki myją płynem w osobnym zmywaku, a potem płukają w zlewiku, gdzie woda krąży, a nie stoi.
Usuń