sobota, 30 kwietnia 2016

Interrailing 2015: Nicea

Niby koniec kwietnia, a za oknem temperatury jak w lutym. Mam jednak nadzieję, że prawdziwa wiosna w końcu nadejdzie. Póki co, gdy temperatura bardzo nie zachęca do wyjść, watro pomyśleć o wakacyjnych planach! Wraz z Maurycem planujemy naszą kolejną podróż, ale do wyjazdu jeszcze daleko. Dlatego postanowiłam wrócić na chwilę do wspomnień z naszych zeszłorocznych wakacji. 

Widok z Colline du Chateux na nicejskie wybrzeże
Interrailing 2015 "Czarująca Francja" - etap lazurowy, część I:

Pociąg od włosko-francuskiej granicy toczy się spokojnie i miarowo, z okna widać lazur morza wyłaniający się zza drzew i kolejnych skał. Zbliżamy się do tętniącego życiem miasta, przed którym morze usiane jest gęsto jachtami. Głos z głośników oświadcza: Monako - Monte Carlo. Tłum odziany w koszulki polo i markowe zegarki opuszcza pociąg i nagle robi się znacznie więcej miejsca. My zostajemy. Ten cały przepych i luksus to nie nasze klimaty. Jedziemy dalej do Nicei. 




Z niewielkiego dworca ruszamy na poszukiwania naszego małego hoteliku Lepante (6 Rue de Lepante), mniej więcej w połowie drogi do Vieux Nice, starego miasta. Lokalizacja całkiem niezła, pokój dwuosobowy na poddaszu uroczy, a ulica dość cicha. Szybko odświeżamy się po podróży i idziemy do centrum. Krótki spacerek et voila! Zapuszczamy się w wąskie uliczki wypełnione sklepikami, kawiarenkami, restauracjami. Zatrzymujemy się na kawkę, potem gdzie indziej na drinka. Słońce powoli zaczyna zachodzić i pora pomyśleć o kolecji. Ceny na starym mieście jednak odstraszają nas i spychają w kierunku naszego hoteliku. I bardzo dobrze. Jak się okazuję, tuż za rogiem mamy usianą restauracyjkami ulicę Rue Biscarra. Okolica zdecydowanie bardziej na naszą kieszeń. Najwyraźniej mamy szczęście... znaleźliśmy wolny stolik! Jak się jednak okazuje, trochę jesteśmy za wcześnie. Kuchnia w Vin sur vin (18 Bis Rue Biscarra) oficjalnie jeszcze nie otwarta. No tak... na południu jada się dość późno. Zamawiamy zatem karafkę różowego wina (specjalność regionu) i spokojnie czekamy na właściwą porę, żeby zacząć posiłek.


Słynne mydełka, nie tylko lawendowe
Lawenda, wszędzie lawenda w każdej postaci
Elegancja Francja... niektóre butiki zachwycają już z ulicy
Następnego poranka, po klasycznym croissancie z kawą, zaczynamy właściwe zwiedzanie. Póki nie jest jeszcze gorąco, wspinamy się na wzgórze Colline du Chateau. Z góry rozpościera się wspaniały widok na morze oraz miasto. Oraz niesamowicie długą promenadę wzdłuż plaży. W parku jest przyjemnie, zielono i sporo turystów. Oraz wszelkiego rodzaju ćwiczących grupek. Nie ma to jak zdrowo zacząć dzień. Parę rundek w tu i tam i stwierdzamy, że pora zracać na dół. Schodzimy od strony portu, żeby obejść wzgórzę do okoła zanim dotrzemy na słynną Promenade des Anglais. Widok smażących się plackiem ludzi wyciągniętych na wąskiej kamienistej plaży jest raczej mało inspirujący, więc skręcamy w wąskie uliczki starego miasta. Tam wśród przy placykach, w otoczeniu budynków o ciepłych odcienich ochry, kryją się perełki takie jak katedra Sainte-RéparatePalais de la Justice czy Palais Rusca.


Nicea od strony portu

Palais de la Justice
Katedra Sainte-Reparate
Nicea jest urocza, jednak szybko dochodzimy do wniosku (co zresztą potwierdził miły recepcjonista w naszym hoteliku), że do tego miasta przyjeżdża się głównie po to, by poleżeć na plaży lub przepuścić fortunę na zakupach. Na szczęście, jeśli chodzi o podróże, dla mnie muzea mogły by nie istnieć, a od zabytków bardziej liczy się... lokalna kuchnia. A we Francji jest czego próbować. Dlatego czym prędzej okhaczyłam z mojej listy to-do takie pozycje jak lody lawendowe i fiołkowe z najlepszej lodziarni Fenocchio (plac Rossetti 2) czy socca (rodzaj naleśnika z mąki z ciecierzycy) siedząc na ulicy przed René Socca (2 Rue Miralheti). Socca na kolana nie powala, jednak ma ciekawy smak i warto jej spróbować. Jednak najbardziej polecam uroczą restauracyjkę niopodal placu Rossetti, La Rossettisserie (8 Rue Mascoinat). W samym sercu miasta można posilić się pieczonym kurczakiem, lub pieczonym mięsiwem w towarzystkie pieczonych ziemniaczków i sałatki, lub klasycznego ratatouille. 


Och lody na placy Rossetti
Wszystkie te pyszności niestety mogę się nam nieźle odbić w biodrach po wakacjach ;) Dlatego od czasu do czasu watro się nieco powspinac i porządnie spocić. Ale o tym już niedługo.

5 komentarzy:

  1. Super relacja i piękne zdjęcia! Lazurowe marzy mi się od zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne zdjęcia, teraz tylko nasyciłaś mój apetyt - zdjęciami i lodami :P

    OdpowiedzUsuń
  3. I właśnie za to uwielbiam Niceę! Każdy znajdzie tu coś dla siebie: jedni plażę, inni muzea, a jeszcze inni ogromny wybór kulinarny ;-). Bardzo przyjemny opis z Twojego pobytu i ładne zdjęcia :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że kulinarnie Nicea spełniła moje wszelkie oczekiwania :) Wróciłabym choćby dla samego jedzenia!

      Usuń
    2. Muszę przyznać, że kulinarnie Nicea spełniła moje wszelkie oczekiwania :) Wróciłabym choćby dla samego jedzenia!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...