Uff... od porodu minęło już prawie pięć miesięcy, a ja dalej ledwo się ogarniam i oboje z Maurycem jesteśmy wykończeni. W wolnych momentach przeglądam ulubione blogi, gdzie przynajmniej parę blogerek zostało w zeszłym roku też matkami i podziwiam jak one dają radę wciąż regularnie publikować nowe ciekawe posty. Jakmoje drogie? Jak Wy to robicie?...
Sezon gryp i przeziębień w pełni, a nasz mały Krasnal już więcej chorował, niż ja przez ostatnie parę lat. A jak ona choruje, to parę dni później my też chorujemy... No cóż... uroki żłobka. Na to ciężko się przygotować. A na co można? Zebrałąm dziś dla Was parę spraw, które warto załątwić jeszcze przed lub tuż po narodzinach potomstwa.
1. Kto jest ojcem?
Jeśli ktoś żyje tak jak my we związku nie zarejestrowanym jako partnerski lub małżeństwo (odsyłam do tekstu o formach partnerskich w Holandii), to ojciec nie ma żadnych praw, póki dziecka nie uzna. W takim wypadku, dziecko nie może po nim dostać obywatelstwa, ani nazwiska. Na szczęście uznanie można załatwić jeszcze przed narodzinami dziecka. Wystarczy krótka wizyta obojga rodziców w urzędzie gminy (gemeente) i podpisanie aktu uznania. Warto to zrobić, bo po narodzinach dziecko trzeba szybko zameldować w gminie, a jeśli ojciec nie uznał jeszcze dziecka, mama musi się sama pofatygować... Trzy dni po porodzie raczej nie miałabym na to ochoty.
2. Meldunek w gminie
Jak wspomniałam wyżej, zaraz po pordzie, należy zgłosić to wydarzenie w gminie. W Holandii nie ma no to wiele czasu. Zaledwie trzy dni robocze. Należy zabrać ze sobą ważne dowody osobiste/paszport, dokumentację ze szpitala lub od położnej, gdzie podane są data i godzina narodzin dziecka. I koniecznie akt uznania (jak opisałam powyżej) lub trouwboekje, jeśli rodzice są małżeństwem.
3. Kiedy pora wrócić do pracy?
W Holandii kobiecie przysługują cztery miesiące urlopu macierzyńskiego. Od 4 do 6 tygodni przed porodem i około 3 miesięcy po. Szału nie ma, dużo nie jest, ale dla porównania, ojcowie mają jeszcze mniej... 2 dni. Są plany, żeby wydłużyć im ten czas do 6 tygodni w 2019, ale co z tego wyjdzie, zobaczymy. Wracając do mamy... te trzy miesiące zlecą szybko i będzie trzeba postanowić co dalej. Lepiej postanowić już z większym wyprzedzeniem. A opcji jest parę:h
- oddać w profesjonalne ręce, czyli do żłobka (kinderdagopvang) lub gastouder
- poprosić mniej profesjonalne, ale znajome ręce o pomoc, czyli dziadków
- przedłużyć urlop
Niestety, nie każda opcja jest zawsze możliwa. U nas pomoc dziadków odpada, bo jedni mieszkają w Polsce, a drudzy też nie blisko. Niby Nijmegen nie jest na końcu świata, ale ze zwględów zdrowotnych, holenderska babcia odpada jako opiekunka.
Przedłużony urlop rodzicielski jest nieodpłatny, więc traktuję go raczej jako ostateczność. To ile wolnego dostaniemy zależy od tego ile pracujemy. Mamy bowiem prawo do 26-krotności naszej tygodniowej ilości godzin pracy. Jeśli więc ktoś pracuje na pełny etat, to przysługuje mu 26x 40h =1040 godzin bezpłatnego urlopu rodzicielskiego.
My postawiliśmy na żłobek. I tu ważna uwaga, jeśli mieszka się w dużym mieście jak np. Utrecht, Amsterdam, warto żłobek załatwić jeszcze na początku ciąży, bo listy oczekiwania potrafią być bardzo długie. Strach wysłać takie maleństwo do żłobka, gdzie będzie spędzać dni w grupiez innymi maluchami? Zawsze można wybrać nieco bardziej kameralną i domową wersje: gastouder. Zarejestrowani rodzice-opiekunowie to taki domowy żłobek. Zwykle opiekują się mniejszą ilością dzieci u siebie w domu.
4. Opieka zdrowotna
Po narodzinach należy zgłosić dziecko najlepiej jak najszybiej do ubezpieczalni. Proces jest bardzo prosty i w ciągu paru dni otrzymamy zorgpas, czyli kartę ubezpieczeniową dla naszego maleństwa. Warto wiedzieć, że dzieci do 18. roku życia są ubezpieczone za darmo na takim samym poziomie jak rodzice. Czyli, jeśli jedno z rodziców ma rozszerzony pakiet, dziecku przysługuje taki sam. Następnie, dobrze jest szybko zapisać dziecko do lekarza rodzinnego.. Wiadomo, dzieci chorują ;)
Ach, rodzicielstwo... Jedna wielka zwariowana przygoda, na którą tak naprawdę przygotować się cieżko i którą trzeba poprostu przeżyć :) O wzlotach i upadkach polsko-holenderskiej rodzinki jeszcze pewnie nie raz ode mnie usłyszycie. Częstotliwość nowych tekstów na blogu bardzospadła, a i na Facebooku nieraz mało się dzieje. Spragnionych krótkich i częstszych nowinek zapraszam na Instagram.