Ponad 2235 km. Taki dystans pokonaliśmy ostatecznie, podróżując pociągami po wchodniej części Francji. Krajobraz za oknem zmieniał się powoli ze skalistego stromego wybrzeża w łągodnie falujące wzgórza pokryte winnicami. Pola przekwitniętych już niestety słoneczników, ustępowały miejsca kolejnym winnicom, które następnie zastępowały spektakularnym górom. Skąpane w słońcu miasta Lazurowego Wybrzeża zostawialiśmy za sobą, by zgłębiać historię w fascynującej Prowansji, a następnie przenieść się w krainę rodem z bajek braci Grimm.
Przez te dwa tygodnie naszych kolejowych wakacji odwiedziliśmy pięć regionów oraz szerego miast, miasteczek i atrakcji:
- Genuę (wyprawę rozpoczęliśmy od odwiedzin we Włoszech)
- Niceę
- Èze
- Awinion
- Arles
- Pont du Gard
- Annecy
- Colmar
- Starsburg
Przyznam się Wam szczerze, że chcieliśmy zaliczyć parę miejsc więcej, ale nasze plany parę razy pokrzyżowała zła pogoda i godzinne opóźnienia pociągów. Ok, tak naprawdę to ja, jako kolejowa entuzjastka, chciałam wykonać parę dodatkoych mini-wycieczek. Jednak wtedy nasz urlop zmienił by się w nieco szaloną gonitwę, a na to Mauryc by mi z pewnością nie pozwolił. W końcu to nasze wakacje.
Nieprogramowy postój w Mouchard z powodu burzy. Z lekka 3 godziny opóźnienia. |
Turkus jeziora Annecy. Czy słońce czy deszcz, kolor jest niezmiennie urzekający |
Niecierpliwe wyczekiwanie na pokaz świetlny w Awinionie |
Mydełka lawendowe, czyli jeden a głównych suwenirów z Prowansji |
Francja bez wątpienia jest przepięknym krajem, który ma niesamowicie wiele do zaoferowania. Cudowne widoki, doskonała kuchnia, wspaniałe miasta oraz urokliwe miasteczka. A wszystko do doprawione garścią historii, łyżeczką szyku i szczyptą megalomanii ;) Wbrew popularnym stereotypom, wedle których Francuzi są aroganccy, nieprzyjaźni i nie mówiący po angielsku, my spotykaliśmy bardzo miłe i ciepłe osoby. Często się uśmiechające, pomocne i przyjazne. A że zawsze staraliśmy się zaczynać każdą rozmowę naszą łamaną francuszczyzną, większość w pewnym momencie przechodziła na całkiem niezły angielski, żeby się nad nami ulitować. Co nie znaczy, że na nic nie narzekaliśmy...
Cóż tu mogę powiedzieć o francuskiej kolei. Szczyci się wielce wspaniałością słynnych TGV. Ale czy rzeczywiście ma ku temu powody? Jeśli wszystko idzie po myśli, to ok... Pociągi są przyjemne, wygodne i względnie szybkie. Nam niestety nie dane było nacieszyć się ową szybkością i niezawodnością. Większość z naszych dłużych tras napotkała jakieś problemy... a to wagon był zepsuty i musieliśmy się przesiadać lub siedzieć w ciemnościach (ach te niezliczone tunele wzdłuż wybrzeża). A to pociągi miały opóźnienia, z powodu pożaru gdzieś na trasie, awarii elektrycznej lub burzy i powalonych drzew. Bogowie kolei do końca nam nie sprzyjali, więc cała wybrawa nabrała odrobinkę przygodowego charakteru ;) Gorączkowe wyczekiwanie i rozszyfrowywanie francuskich komunikatów, wymiana rezerwacji, zmiany trasy. Działo się.
Czy poleciłabym komuś interrailing we Francji? Poleciłabym mocno się zastanowić. Z pewnością warto się wybrać. Zdecydowanie nie zawiodą Was widoki i odwiedzane miejsca. Pociągi same w sobie też nie rozczarują nikogo. Jednak warto liczyć się z tym, że coś może pójść nie tak (jak to zresztą nieraz z koleją bywa w wielu państwach). Uzbroić się w cierpliwość, podszkolić podstawy języka i spakować dodatkowego croissanta na drogę ;) Nie bez powodu Interrail zmienił w ostatnich latach strategię marketingową z aktywnego promowania Francji, w cichą akceptację faktu, że Francja do programu należy. Nie liczcie na bezproblemowe przejazdy, zaplanujcie więcej czasu na przesiadki i wszystko będzie ok. Najwyżej mile się zaskoczycie.
Na zakończenie przytoczę Wam mały epizodzik. W drodze z Annecy do Starsburga zaplanowaliśmy wziąć jeden jedyny podczas całych wakacji słynny TGV (na innych trasach polegaliśmy na Intercite i regionalnych pociągach "TER"). Pociąg mieliśmy złapać w Lyon, ale jak na złość drzewo na torach zagrodziło nam dostęp do tegoż miasta. Zamiast tego udało nam się o czasie dotrzeć do następnego przystanku na trasie planowanego TGV, czyli do Bourg-en-Bresse. Do Lyon na czas już byśmy nie dotrali, więc uznałam, że wsiądziemy zwyczajnie tutaj. Ale tak na wszelki wypadek, poszłam do kasy się upewnić, że nie będzie z naszą miejscówką problemu. Po ustaleniu, że pan w kasie angielskim językiem wystarczająco dobrze włada, przedstawiłam sytuację i zapytałam, czy możemy skorzystać z tej rezerwacji wsiadając w Bourg-en-Bresse.
Pan mocno się zamyślił, sprawdził system i mój Interrail pass. Łysawa główka zaczęła mu się pocić. W końcu złapał bilety i pobiegł na zaplecze. Po paru minutach wróćił z panią, która najwyraźniej miała więcej władzy i bieglej znała język obcy.
- Czy mogę wciąż skorzystać z tej rezerwacji, wsiadając do pociągu tutaj? - powtórzyłam ponownie po kolejnych wyjaśnieniach skąd się w Bourg w ogóle wzięłam.
- Niestety, ale nie...
- Czemu nie? Przecież pociąg jeszcze tu nie dotarł?
- Ale rezerwacja mówi, że odjazd jest o 14:30 - po czym pokazali mi zegarek - a już jest prawie 14:30.
Na miłość boską, czy oni wogóle rozumieją? Przecież wiem, że nie mogę się do Lyon teleportować....
- Ale nic się nie martw - ciągnęła pani - wymienimy ci darmowo bilety na następny pociąg.
- Następny? Czemu nie na ten sam, którym chcę podróżować? Ile musiałabym tu jeszcze czekać???
- Spokojnie, damy ci miejscówki na następny pociąg, ale do Strasburga dojedziesz o tej samej godzinie co chciałaś.
Ok... coś mi mówi, że to będzie dobre. Let's hear it, myślę sobie. Nowe rezerwacje wydrukowano, stare opieczętowano jako niewykorzystane i wręczają mi z uśmiechem.
- Spójrz - mówi pani - To jest na pociąg TGV z Bourg-en-Bresse do Starsburga. Dojazd jest o tej samej godzinie, ale odjazd jest o 15:10 zamiast 14:30!
Ręce mi opadły! Toż o to przez cały czas pytałam! Nie wymienili mi biletów na następny pociąg, tylko na ten sam co miałam zarezerwowany. Jedynie stację odjazdu i godzinę zmienili. Zaczęłam się zastanawiać, czy oni mnie za idiotkę mają, czy to jak czegoś w tym kraju nie rozumiem. Logika położona na łopatki. Uśmiechnęłam się tylko, podziękowałam i wzięłam pomieszane bilety.
Wesoło tam we Francji. I choć naklęliśmy się niemiłosiernie na SNCF stojąc godzinami in the middle of nowhere, to z pewnością jeszcze tam wrócimy. I nie wykluczone, że pociągiem ;)