- Koleżanka zaproponowała mi dziś, żebyśmy wybrali się z nią i jej mężem w weekend na koncert do Amsterdamu.
- Brzmi fajnie. Jeśli tylko masz ochotę, to powiedz, że chętnie się przyłączymy - odpowiada Maurice uradowany moim rozwijającym się życie towarzyskim.
Dwa dni później.
- Wiesz, jest mała zmiana planów na weekend. Wymyślili, żeby po koncercie pójść jeszcze gdzieś na imprezę. Zarezerwowali też już dla naszej czwórki hotel, żebyśmy na spokojnie się przespali po imprezie i dopiero "rano" jak wstaniemy, wrócić do domu - informuję spokojnie, aczkolwiek z lekką nutką ekscytacji i obawy.
- Coo? Wiesz ile to będzie kosztować? - zaczyna swój bunt Maurycy.
- Nic się nie bój, powiedzieli, żebyśmy się o koszty nie martwili.
- Ale w takim razie nie tylko sobotę, ale i niedzielę już mamy z głowy.
- A co, miałeś plany jakieś inne na niedzielę?
- Nie, ale... Nie mam prawie w ogóle czasu dla własnych znajomych, których już dawno nie widziałem, a ty chcesz, żeby prawie cały weekend spędził z twoimi znajomymi!
I tu pies pogrzebany... Stąd brała się moja lekka obawa w głosie. W całym tym buncie nie chodzi o to, że Maus nie chce spotykać się z moimi znajomymi. Wręcz przeciwnie, lubi ich. Boi się natomiast, żeby jego przyjaciele nie odebrali tego jako zdradę! Tak właśnie... Holenderska lojalność ma swój limit wiekowy.
Moje
expatki swego czasu narzekały, że nie łatwo zawierać przyjacielskie relacje z Holendrami. Mało tego, nieraz nawet ciężko poznać kogoś nowego. Ratunkiem wtedy okazuje się koleżanka/kolega w związku z Holendrem, która/y zadba o mieszanie się towarzystwa znajomych zarówno partnera i swoich. Razem z Anią zauważyłyśmy też pewną wspólną zależność w kwestii przyjaźni u naszych obu Holendrów. Mają od groma znajomych. Stałą, dość stabilnie trzymającą się paczkę, gdzie wszyscy znają się od lat. Gdzie więc problem? Znajomości te zawarte zostały jeszcze w dzieciństwie, latach szkolnych, mniej już na studiach. Ze znajomymi z pracy utrzymują prywatne kontakty okrojone do niezbędnego minimum. A gdzie nowi znajomi? Brak! Wszystkie miejsca już od dawna są zajęte.
Ale zaraz zaraz... to co z tą cała holenderską otwartością? Bujda? Niee... skądże. Bynajmniej nie oznacza to, że nie da się nawiązać kontaktu z Holendrem. Wręcz przeciwnie. Bardzo chętnie z Tobą porozmawia, poszaleje na wspólnej imprezie, wypije kilkanaście litrów piwa w małych szklankach i będzie przy tym super przyjazny i otwarty. Aczkolwiek raczej nie licz na kolejne wypady w miasto czy częste spotkania. Przyjazne nastawienie nie jest też w żadnym wypadku żadną maską, czy powierzchownością. Oni po prostu nie bardzo mają jak wcisnąć cię w ich już i tak
wypełnione kalendarze!
- Wiesz rozmawiałem o tym ostatnio z Simonem - relacjonuje Maurycy - Doszliśmy oboje do wniosków, że wszystkie nasze prywatne znajomości pozawieraliśmy tylko do 25 roku życia. Po przekroczeniu tego magicznego wieku nie poznaliśmy już nikogo, z kim byśmy się zaprzyjaźnili. Nie mamy na to czasu.