niedziela, 28 czerwca 2015

Food truck festival TREK

Uwielbiam filmy, które wywołują we mnie silne emocje... Parę tygodni temy "Chef" wzbudził we mnie niesamowicie mocne poczucie... głodu! I pobudził apetyt na oryginalne, niebanalne jedzenie. Och co ja bym wtedy dała za taką grilowaną kanapkę prosto z nyski ;) Tuż po tym incydencie usłyszałam od znajomych o festiwalu takich właśnie food truck'ów. Momentalnie wyczyściłam swój kalendarz z miesięcznym wyprzedzeniem (jakże holendersko z mojej strony) wyczekując na weekend, kiedy to festiwal zawita do Nijmegen. 



Tak tak moi drodzy. Ten ostatni weekend czerwca spędziłam bezwstydnie buszując między stoiskami i rozkoszując się wszelkimi pysznościami. I powiem Wam, wszystko było wybornie grzechu warte! No... prawie wszystko. Nasze pierwsze doświadczenie z ostrygami, możecie zobaczyć w króciuteńkim klipie na Facebook'u. 





Ahh poczułam w pełni wakacyjne, letnie wibracje! Festiwal organizowany jest na terenie zielonego parku z mnóstwem drzew, z gałęzi których zwisają sznury białych i kolorowych lampek. W koło rozbrzmiewa muzyka, śpiewający na żywo artyści, biegają dzieci zasilane porcją cukru pod postacią waty, naleśników oraz lodów. Słońce świeci, ludzie się uśmiechają, a w powietrzu miesza się upajający się zapach świeżych kokosanek oraz dym prosto z grillów, na których skwierczą soczyste kawałki mięs. Same pyszności w koło. 

Jak na porządną holdnerską imprezę przystało, bitterballen musiały być!. Ale nie jakieś tam zwykłe bitterballen. Przypysznie chrupiące z wierzchu, wewnątrz skrywające aromatyczne mieszanki warzyw i przypraw. Na zdjęciu pieczarki z porem! Polecam też oberżynę z cukinia i papryką. 

Mister MaisGuy! Kolba gotowanej kukurydzy w trzech odsłonach: klasyczna z masłem i solą, meksykańska z fetą, kolendrą i salsą oraz.. egzotyczna w aromatycznym curry, cynamonie i kokosie! Very Nice! 

Kanapka inaczej? Na przykład w rożku chlebwym z ziarnami lub oksiszem...

... w trzech mini odsłonach: kozi ser z orzechami i miodowym balsamico, z pastrami i serem oraz z wędzonym łososiem z odrobiną majonezu truflowego. 

Coś się tu grilluje... i bosko pachnie.

Jerk Chicken i Jerk Pork. Jak na jamajkańskie przysmaki przystało, grille zrobione z metalowych beczek! 

Churros z cukrem pudrem i sosem karmelowym... grzechu warte

Wszyscy kochają churros! 

Jamajskie skrzydełka w sosie z marynaty jerk... z pomarańczą... można się poczuć jak na karaibach!

Karaiby w najlepszej odsłonie
Wybór wielki, wszystko kusi, a żołądek tylko jeden. Niestety jakieś wybory trzeba było zrobić. Najlepiej spędzić całe trzy dni weekendu z grupą znajomych. Każdy weźmie co innego i można od nich popróbować. Tudzież podzielić porcję churros na czworo ;) W przerwach można wyciągnąć się na kocu lub trawie, ochłodzić się piwkiem lub prześladować pana z mini kubeczkami ice coffee (jak się ładnie uśmiechnąć, to przeleje kilka próbek do jednego kubeczka). Muzyka przyjmnie przygrywa... jak nie wąsaty DJ z traktora, to ktoś z gitarą na podium. I nagle trzeba zadać sobie pytanie: czy warto wszystkiego skosztować? Przeżuć ostrygę? Schrupać konika polnego? 



Och ten jerk chicken... 

Świeże ostrygi... "mocno przeżuj, to wcale nie jest straszne" potadziła pani... kłamała ;)


Świerszcze na patyku... jedyne €2 za sztukę...
Na świerszcze się nie skusiliśmy. Zapytaliśmy za to innych śmiałków o ich wrażenie.
- Nie jest złe, ale też nie pyszne. Smakuje trochę jak płatek kukurydziany na patyku. 
Ok... to ja za taką cenę podziękuję płatkom kukurydzianym. Wolę wgryźć się w nieprzyzwoicie mięsnego burgera. Znajomi i Mauryc jednogłośnie stwierdzili... najlepszy burger na świecie. Nie wolno przegapić. 

Jeśli nie udało Wam się załapać na festiwal w ten weekend, nic straconego. Za dwa tygodnie TREK udaje się do Den Bosch, a następnie do Amsterdamu i Hagi. Gwarantuję, nie rozczarujecie się!

czwartek, 11 czerwca 2015

Smak dzieciństwa

Ostatnio zrobiło się sporo szumu wokół pewnego spotu reklamowego mającego niby zachęcić kobiety do nie odkładania macierzyństwa na później. Osobiście ani trochę spot do mnie nie przemawia i szczerze nie rozumiem, jak miałby do kogokolwiek, kto tą decyzję odłożył, przemówić. Ale odłóźmy ciężkie rozmowy na bok. Pogadajmy o czymś przyjemniejszym, poniekąd z macierzyństwem związanym. Pomówmy o dzieciństwie. A jeszcze lepiej - o smaku dzieciństwa. 

Swego czasu zapytałam teściową, jakie jest typowo dziecięce danie w Holandii. Coś co każde dziecko lubi, a co rodzice przygotowują, żeby pociechy rozpieścić. I co dostałam w odpowiedzi: appelmoes. Hmm... mus jabłkowy... uznałam, że chyba mnie nie zrozumiała. W końcu mus jabłkowy to właściwie deser, przekąska. Żyłam w tym przeświadczeniu, aż podczas jednego z obiadów rodzinnych nie zaserwowano rostbef (tudzież inne pieczone mięsiwo) i... mus jabłkowy. W tym samym czasie! Z fascynacją obserwowałam, jak współbiesiadnicy maczają kawałki wołowiny w musie. 
Źródło: www.blikopnoordwijk.nl
Udało mi się wciągnąć dwie osoby w rozmowę o dziwnych połączeniach smakowych i o tym, z jakim jedzeniem kojarzy się im dzieciństwo. 
- Oooo... pieczony kurczak z frytkami i musem jabłkowym! - rozmarzył się pierwszy rozmówca.
- Kurczak i mus jabłkowy? - dopytałam zdziwiona.
- Taaa... to coś, co wszystkie dzieci w Holandii jedzą! 

Żródło: www.ah.nl
Na pytanie, czym zajadają się polskie dzieciaki, opowiedziałam im o makaronie z truskawkami. W końcu, kto w lecie jako dziecko nie zajadał się rozgniecionymi truskawkami ze śmietaną/jogurtem i makaronem lub ryżem, ręka w górę! Nikt?! Ty tam z tyłu nie wychylaj się, opuść tą rękę, bo się inne dzieci wyśmieją.  I zgadnijcie jak moi Holenderscy rozmówcy zareagowali na to danie..
"Makaron i owoce? bleee", "Spaghetti truskowkowe?? fuuu", "Pasta na słodko???"... Taa... zareagowali z takim samym zdziwieniem i otrzęsieniem z niesmakiem, jak ja na ich mus. I szczerze mówiąć, nie rozumiem tego ich obrzydzenia ideą słodkiego "sosu" do makaronu... Że niby jabłka to nie owoce, a mus nie jest słodki? I do tego z cynamonem! ;) A jakoś nie przeszkadza im go zestawiać z frytkami i mięsem/drobiem. 

Źródło: http://palcelizac.gazeta.pl
Po tym znamiennym obiedzie w końcu zrozumiałam, dlaczego w każdym sklepie półki uginają się od słoiczków z musem jabłkowym. Wybór marek prawie nie gorszy od półki z browarem. 

Z czasem przyzwyczaiłam się do pomysłu mięsno-owocowego i po kilku próbach nawet polubiłam to danie. Szczególnie, jeśli mus jest domowej roboty (a każda szanująca się pani domu nie posiłkuje się słoiczkowym musem). Holendrów natomiast wciąż nie mogę przekonać do truskawek na obiad. Co to to nie. W Holandii jada się truskawki na chlebie lub sucharku! 

I ponoć to taki otwarty i tolerancyjny naród ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...