czwartek, 20 listopada 2014

Badanie: „Mężczyźni żałują zakupów w internecie częściej niż kobiety”

Ostatnio wpadły mi w ręce badania dotyczące zakupów online. Jako że jestem wielką fanką kupowania rzeczy w sieci, postanowiłam się z Wami podzielić tym raportem. Ciekawa jestem jak u Was wygląda ta sprawa. Robicie zakupy przez internet i co ważniejsze: czy żałujecie później?

1 na 10 mężczyzn przyznaje się do zamówień online robionych pod wpływem alkoholu lub narkotyków
Amsterdam, 28 październik 2014 : Holenderska firma kuponowa Flipit.com wykonała badania, które miały na celu wykazanie która z płci – męska czy żeńska, bardziej żałuje dokonanych w internecie zakupów i w jakich okolicznościach zakupy te zostały dokonane. Zapytano ponad 1,050 Holendrów, którzy na bieżąco kupują coś online, jakie są ich zakupowe nawyki  i oto jakie są wyniki tego badania:
Mężczyźni częściej kupują produkty online i żałują tej decyzji niż kobiety, ponieważ ich decyzje są mniej przemyślane. Co więcej, mężczyźni również są pięciokrotnie bardziej podatni na dokonywanie zakupów online pod wpływem alkoholu oraz narkotyków niż kobiety.
Prawie 10% mężczyzn kupujących online przyznaje się do zamawiania produktów pod wpływem środków odurzających lub alkoholu. W porównaniu do kobiet, które robią to tylko w 2,5% to widoczna przewaga. Alkohol jest tutaj główną przyczyną, a tuż za nim twarde narkotyki. Warto tutaj zauważyć, że młodzi ludzie są szczególnie podatni na zakupów online pod wpływem alkoholu (10%) , a odsetek ten maleje wraz ze wzrostem wieku , ostatecznie spadając tylko jeden procent powyżej 65 roku życia .


Pod wpływem
Według przeprowadzonego badania, mężczyźni wydaja pięciokrotnie więcej pieniędzy niż kobiety gdy dokonują zakupów online pod wpływem alkoholu. W przypadku miękkich narkotyków, jedynie 3 razy.
Jelle van der Bij z Flipit.com: “Dzięki prostej obsłudze koszyka zamówienia łatwiej jest dokonać bezmyślny zakup online. Zwiększa to ryzyko przypadkowych zakupów bez ich przemyślenia, zwłaszcza gdy ktoś jest pod wpływem alkoholu lub narkotyków”.

Emocje i zniżki główną przyczyną bezmyślnych zakupów
Podczas gdy mężczyźni są bardziej podatni na zakupy pod wpływem alkoholu i narkotyków, zdecydowana większość kobiet żałuje zakupów online, które dokonała pod wpływem emocji lub dużej zniżki znalezionej w internecie. 1 na 5 kobiet przynajmniej raz dokonała zakupów online dla poprawienia sobie natroju – wykazuje badanie.
Jelle van der Bij: „Większość sklepów internetowych umożliwia swoim klientom zwrot niechcianego produktu. Jest to jednak stosunkowo niewielka przeszkoda do pokonania w wynik zakupów dokonanych pod wpływem impulsu.”


Więcej za mniej
Oprócz zakupów online  pod wpływem alkohlu i narkotyków ,badania pokazują, że połowa Holendrów zamawia więcej niż potrzebuje. Jest to najbardziej popularne wśród młodych ludzi . 64 procent młodych ludzi celowo zamawia więcej produktów, aby otrzymać większą zniżkę podczas zakupów. Większość Holedrów dokonuje zakupów online z przyjaciółmi, aby móc zaoszczędzić pieniądze. Zbierają oni zamówienia i dokonują masowego zakupu.

O Flipit.com

Flipit.com kolekconuje kody, kupony I zniżki z największych sklepów, aby pomóc swoim klientom oszczędzać czas i pieniądze. Z ich kodami, czytelnicy mogą wykorzystać bony i promocje na zakupy online. Każdego dnia, ponad 20,000 osób odwiedza Flipit.com Polska.

czwartek, 13 listopada 2014

Dwie północe - część III: Sopot i trójmiejskie przyjemnostki

Gdańsk jest przepiękny, ale przecież nie samymi muzeami i architekturą turysta żyje. Pomiędzy zwiedzaniem a spaniem jest jeszcze mnóstwo czasu na inne przyjemności. Rówież te przyziemne jak jedzenie i picie. 

Już pakując walizkę w Holandii zacierałam ręcę na samą myśl o polski smakołykach. Pierogi i grzaniec były na pierwszym miejscu mojej listy grzeszków. Co tam zdrowe diety, przecież to także mój urlop! Wszystkie kremowe serniczki odpracujemy w domu po powrocie ;) Gdzie zatem rozpieszczać podniebienie w Trójmieście? Kilka z odwiedzonych kanjpek przypadło mi szczególnie do gustu. Już pierwszego wieczoru mój wilczy głód po podróży postanowiłam zaspokoić... hamburgerem. Ale nie jakimś tam wymymłanym "Mac'iem". Tuż przy Ratuszu przycupnęł mała restauracyjka Original Burger (ul. Długa 47/49) serwująca przepyszne kombinacje mięcha z bułką i niesamowitymi dodatkami. Celowo odpuściłam sobie frytki, żeby znaleźć trochę miejsca na deser (mówiłam: wilczy głód!). Ich waniliowy sernik wprowadził mnie w stan takiej błogości, że przy płaceniu pomieszałam z wrażenia banknoty. Oops. 



Długie spacery po mieście i niekończące się fotografowanie dawało się wyraźnie moim dłoniom we znaki. Idealna wymówka, żeby odkryć urocze kawiarenki, gdzie pyszna kawa lub korzenny grzaniec przyjemnie rozgrzewa. W poprzednim poście wspomniałam Wam już o urokliwej Cafe Kamienica (ul. Mariacka 37), skąd obserwowałam bursztynowe straganiki. W tej nieco nostalgicznej, nieco boho kawiarnii czas płynie słodko i przyjemnie. Będąc już w tym bursztynowym zagłębiu, ciężko oprzeć się pokusie i nie sprawić sobie nowej biżuterii. To naprawdę uzależniające, a jak jeszcze trafi się na tak sprytnego i zabawnego sprzedawcę z jakim miałam do czynienia, nie ma rady. Odeszłam z Mariackiej z kilkoma błyskotkami w kieszeni i o kilkadziesiąt euro uboższa. Prezent na Gwiazdkę dla mamy mam już z głowy ;)  Moje serce natomist podbiła Cafe Factotum (ul. Świętego Ducha 8/10) i jej nietypowy wystrój "z lekką nutką dekadencji". Wpadłam tylko na małą kawkę i coś słodkiego, a zostałam z dobre dwie godziny, radośnie plotkując sobie z przesympatyczną panią zza baru :) I pewnie zostałabym nawet dłużej, ale klientela się zeszła, a mnie popołudniowe plany zaczęły naglić. 






Jak wiecie, do Gdańska wybrałam się sama, zostawiając Mauryca z kotem w domu. Choć atrakcji w koło było mnóstwo i na nudę narzekać nie mogłam, miło jednak mieć czasem jakieś towarzystwo. Tak się szczęśliwie złożyło, że Agata, która czyta naszego bloga, mieszka również w Gdańsku i zechciała się ze mną spotkać. Dobre zgranie w czasie, bo za kilka miesięcy planuje przeprowadzkę do Holandii. Momentalnie znalazłyśmy wspólny języki i godzinami rozmawiałyśmy o naszych holenderskich chłopakach, życiu w Polsce i na obczyźnie oraz innych głupotach ;) Tak miło zleciał nam czas, że umówiłyśmy się ponownie na wspólny wypad na sopockie molo. Uwielbiam morze o zimnych porach roku. Tego dnia Bałtyk był nasamowicie spokojny. Żadnych fal, niemal gładka tafla wody zlewająca się z niebem. Nic dziwnego, że Sopot jest tak popularnym miejscem. Ma w sobie sporo uroku, a Monciak jakoś przekornie skojarzył mi się z Krupówkami w Zakopanem. Nadmorski i górski deptak w jednym zestawieniu? Kto był, pewnie zrozumie. W końcu oba miasta to sezonowe stolice Polski! 







Tak się wesoło złożyło, że mój ostatni wieczór w Trójmieście wypadał w Halloween. I choć nie jest to polska tradycja, a wielu kręci na nią nosem, to trzeba przyznać, że w barach halloweenowe klimaty przyjęły się idealnie. Razem z Agatą wyskoczyłyśmy na drinka do genialnego baru Flisak '76 (ul. Chlebnicka 9/10). Dałyśmy się ponieść fantastycznej atmosferze i rozsmakowałyśmy się w specjalnie na ten wieczór przygotowanych drinkach z musem dyniowym. Czymże byłaby też wizyta w Trójmieście bez choćby jednego kieliszka tutejszego specjału?! Wódka Goldwasser to właściwie ziołowo-korzenny likier z płatkami złota została opracowana właśnie w Gdańsku przez... Holendra! Wiedzieliście o tym? ;)






Na tym kończę mój trójmiejski cykl. Dziękuję Agatko za świetną zabawę i do zobaczenia w Holandii. Pora przygotować się do kolejnej wyprawy na daleką północ, o czym przeczytacie już wkrótce. 

wtorek, 4 listopada 2014

Dwie północe - część II: Gdańsk

Co Gdańsk i Groningen mają wspólnego? Oba miasta ulokowane są na północy, posiadają uniwersytety, mosty oraz zabytkową starówkę. Jednak najbardziej rzucające się w oczy podobieństwo to architektura! Nic w tym dziwnego, zarówno Gdańsk jak i Groningen, o którym już wcześniej pisałam, to miasta hanzeatyckie. Wąskie, wysokie kamieniczki, gotyckie ceglane kościoły i wieże, piękne bramy i portale. Z tym, że Gdańsk jest nieco żywszy, barwniejszy, radośniejszy.



Wylądowałam już po zmroku. Po dotarciu do centrum postanowiłam pokonać pieszo ostatni odcinek do hotelu. I była to doskonała decyzja! Wieczorny spacer po ulicy Długiej sprawił, że z miejsca zakochałam się w tym miejscu. Długi ciąg kolorowych kamienic, pięknie oświetlonych podziwiałam kręcąc głową na wszystkie strony. Ledwo dotarłam do hotelu, rozgościłam się w przepięknym pokoju i już chciałam wracać na Długi Targ. Mój żołądek też domagał się zresztą uwagi, więc ruszyłam na wieczorny podbój. Choć było już późno, nie miałam wielkiego problemu z znalezieniem przytulnej restauracji. 






Na następne dni zaplanowałam całe zwiedzanie. Starówka, pobrzeże Motławy, Stary Młyn... robieniu zdjęć nie było końca. Zafascynowana tym co odkrywam za kolejnym rogiem, nie wypuszczałam aparatu z rąk. Przez to temperatura zaczęła dawać się we znaki. Żeby ogrzać zmarznięte dłonie, zajrzałam do uroczej kawiarni Cafe Kamienica na ul. Mariackiej. Grzane wino... tego mi było potrzeba! Przyjemnie wygrzewając się, przez okno obserwowałam ulicę. Cóż to za niesamowite miejsce... Niedługa, stosunkowo wąska uliczka. Do każdej kamienicy prowadzą szerokie schody. A przed każdymi schodami mienią się wyroby jubilerskie z bursztynu. Prawdziwe zagłębie bursztynowe!





Przed wielkim zwiedzaniem zaopatrzyłam się w Kartę Turysty. To genialne rozwiązanie dla tych, którzy planują odwiedzić muzea i/lub sporo przemieszczać się po Trójmieście. Z samego rana rozpoczęłam moją rundkę po wybranych muzeach. Jako że mój uroczy hotel znajdował się zaledwie kilka kroków od Spichlerzy na Ołowiance, właśnie tam zaczęłam zwiedzanie. Muzeum jest pełne przeróżnych modeli łodzi i statków. Poza całą historią żeglugi, można sporo wyczytać także o dziejach Polski. Ze Spichlerzy wzięłam łódkę-prom na drugi brzeg Motławy. Prostu u stóp słynnego Żurawia. Ta niesamowita konstrukcja dźwigu portowego istnieje już od XV wieku!






Po morskich ciekawostkach przeniosłam się w klimaty mieszczańskie. Ratusz powala spektakularnymi wnętrzami oraz bogatą lekcją historii Polski, a Dom Uphagena ukazuje jak dawniej mieszkali bogaci mieszczanie. Lekko się rozczarowałam, bo choć rodzina Uphagenów przybyła do Gdańska z Flandrii, nie dopatrzyłam się w Domu holenderskich, czy belgijskich akcentów. Stąd już tylko parę kroków do Muzeum Bursztynu. Punkt obowiązkowy. W końcu to bursztyn jest "bałtyckim złotem". I w pełni zasługuje na to miano. Wspaniałości wykonane z bursztynu, jakie można w muzeum zobaczyć wprawiają w szczery zachwyt.






Na tym planowałam zakończyć mój dzień, ale powolnym spacerem doszłam w sumie dość przypadkowo pod bramę Stoczni Gdańskiej. Będąc już na miejscu, uznałam, że koniecznie muszę zobaczyć Europejskie Centrum Solidarności. Obecna siedziba wraz ze stałymi wystawami otwarta została zaledwie kilka miesięcy temu. "Droga do wolności" robi niesamowite wrażenie. Przyznam, że nigdy nie wykazywałam szczególnego zainteresowanie historią, ani polityką. Jednak doskonale udokumentowane wydarzenia, o którym możemy więcej się dowiedzieć w ECS były niesamowicie ważne dla naszego kraju. Już wiem, że będę tu musiała wrócić z Maurycem, a ten pewnie nie będzie w ogóle chciał z Centrum wychodzić!




Gdańsk jednak oferuje więcej niż same zabytki, galerie i muzea. O innych przyjemnościach przeczytacie już niedługo znów na blogu. 

Two northern cities. Part two: Gdańsk

What do Polish Gdańsk and Dutch Groningen have in common? Both cities are the capitals of northern regions. You’ll find universities, bridges and historic old towns in both of them. But what will strike you the most is the architecture. It’s not even that surprising, when you realise that they are both Hanseatic cities. Tall and narrow houses, gothic brick churches and towers, impressive Town Halls. However, it seems to me that Gdańsk is a bit more vivid, more colourful, more cheerful.




I landed already after dark. After I arrived to the centre, I decided to walk the distance from the Upland Gate (Brama Wyżynna) to my hotel. And that was the best thing I could do! The evening stroll along Długa Street made me fall in love with this place immediately. Long rows of colourful buildings, beautifully illuminated. I always said that Kraków is magical, but at that very moment, Gdańsk stole my heart. I just arrived to the hotel, made myself comfortable in my cosy, pretty room and I already wanted to be back on the Long Market (Długi Targ). My stomach was also demanding some attention, so I went out to look for a cute, small restaurant. Although it was already quite late, I didn’t have much trouble finding a right spot. This city has so much to offer. 











I planned all the sightseeing for the coming two days. The Old Town, boulevard by the Motława river, the Old Mill… I simply could not stop taking pictures. Fascinated with everything I see I was not letting my camera out of my hands. At some point my hands started freezing. I needed to warm them up and mulled wine in Café Kamienica at Mariacka Street seemed like a perfect idea. While chilling in this cosy café, I was observing the street through the window. What an incredible place! It’s a relatively short and narrow street with wide stairs in front of each house. And along all the buildings there are tables with stunning amber jewelry. It’s a real amber paradise!









Before visiting the museums I bought a Tourist Card. It’s a great solution for everyone who is planning to see a bigger number of museums, galleries and/or moving a lot around Tricity. My lovely hotel was situated on the riverside, just few meters away from Granaries on the Ołowianka Island. I started my tour from there. The Granaries are nowadays the main exhibition area of the National Maritime Museum. Besides a big collection of maritime paintings, ship and boat models, you can find a lot of interesting information about sailing and seafaring, but also about Polish history. From the Granaries I took a mini ferry boat to the other riverside. Straight to the Żuraw, an amazing medieval port crane from the fifteenth century. 












After these maritime adventures I moved closer towards the Old Town changing the topic to bourgeoisie. The enormous building of the Town Hall is a must-see. Its spectacular interiors will astonish you with incredible decorating details, fantastic ceilings but also information about the rich history of Poland. The Uphagen’s House on the other hand shows how the rich citizens of Gdańsk lived years ago. I have to say that I was slightly disappointed with that last one. Although the Uphagen family came to Gdańsk from Flanders, there were no Dutch nor Belgian elements. From the House it's only a few meters to another interesting museum - the Amber Museum. Which also is a must-see. After all, amber is called the “the Baltic sea gold”. It fully deserves this name. The things people can make with amber are simply stunning. 












I was just about to call it a day, when I quite accidentally ended up by the entrance gate of the Gdańsk Shipyards. Since I was already there, I decided that I have to see the European Solidarity Centre. The new exhibition area has been opened only a few months ago. All the displays are dedicated to the history of the Solidarity movement, which led to democratic transformations in Poland and the whole of Central-Eastern Europe. I was never really interested in history nor politics, but I have to admit, that this place made a great impression on me. The events so important for my country are perfectly documented and presented in a very interesting way. I will definitely have to come back here with Maurice. And I’m pretty sure that he will not want to leave the Centre.  








Gdańsk has a lot to offer to its visitors. Not only the museums, galleries and monuments though. If you want to read about other attractions, check my blog again soon. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...